Maryla Szymiczkowa, Tajemnica Domu Helclów, Znak, Kraków
2015, 285 s.
Profesorowa Szczupaczyńska ma tysiąc spraw na głowie. Musi
pamiętać o pulardzie na obiad, nie zapomnieć kupić wina przeciwko cholerze,
sprawdzić, czy nowa służąca dobrze wyczyściła srebra. I jednocześnie potwornie
się nudzi. Kraków w 1893 roku nie obfituje w atrakcje.
Kiedy więc przypadkiem dowiaduje się, że w słynnym Domu Helclów zaginęła jedna z pensjonariuszek, zaczyna działać. Z wrodzoną dociekliwością – niektórzy mogliby ją nazwać wścibstwem – rozpoczyna śledztwo.
Kryminał „Tajemnica Domu Helclów” to zaskakujący pastisz literatury z epoki, który dowodzi, że w mieszczańskim świecie pani Dulskiej jest miejsce na sensacyjną aferę. Przekorna gra z konwencją, wyjątkowy styl, cięte dialogi i przewrotny portret Krakowa końca XIX wieku. Błyskotliwa powieść Szymiczkowej wdzięk klasycznego kryminału łączy z pyszną satyrą na dawno minioną epokę.
Kiedy więc przypadkiem dowiaduje się, że w słynnym Domu Helclów zaginęła jedna z pensjonariuszek, zaczyna działać. Z wrodzoną dociekliwością – niektórzy mogliby ją nazwać wścibstwem – rozpoczyna śledztwo.
Kryminał „Tajemnica Domu Helclów” to zaskakujący pastisz literatury z epoki, który dowodzi, że w mieszczańskim świecie pani Dulskiej jest miejsce na sensacyjną aferę. Przekorna gra z konwencją, wyjątkowy styl, cięte dialogi i przewrotny portret Krakowa końca XIX wieku. Błyskotliwa powieść Szymiczkowej wdzięk klasycznego kryminału łączy z pyszną satyrą na dawno minioną epokę.
Druga książka przeczytana w styczniu 2016. I chociaż nie była to literatura wymagająca większego skupienia, czytanie szło mi chwilami opornie. Przy okazji ugruntowało się we mnie przekonanie, że można mieszkać wspólnie, ale pisanie książki na cztery ręce już pomysłem dobrym nie jest. Więcej zabawy mieli zapewne panowie z pisania niż niejeden czytelnik z lektury. A to trochę nie tak powinno być.
Zderzyły się w „Tajemnicy Domu Helclów” dwa pomysły: na
powieść o Krakowie u schyłku XIX wieku i na powieść kryminalną. W efekcie
czytelnik nie dostał ani mieszczańskiej opowieści, ani kryminału sensu stricto. I chociaż autorzy zrobili
wiele, aby ukazać specyfikę krakowskiego środowiska, świetnie wybrali okres,
kiedy w mieście rzeczywiście dużo się działo, byli wierni szczegółom z pogodą
włącznie, to czuję wielki niedosyt.
Stawiając sprawę jasno: ta książka nie jest zła. Ale czyż to
może być komplement, dla kogoś, kto napisał „Matkę Makrynę”? Ta książka chwilami
jest nijaka, przesadzona, przedobrzona i ten natłok informacji niezwiązanych z
akcją, jakby autorzy chcieli pokazać, że lekcje odrobili i o Krakowie lat
dziewięćdziesiątych XIX wieku wiedzą niemal wszystko. Może i wiedzą, ale skoro
tak, niech stworzą almanach, przewodnik, cokolwiek, gdzie będą mogli dać upust
swojej erudycji i oczytaniu.
Tymczasem im dalej w lekturę, tym trudniej jest śledzić tok
rozumowania głównej bohaterki. Początkowo Dehnel i Tarczyński jeszcze się
starają, tworzą skomplikowane konstrukcje, by można poznać było przyczynę
śmierci rezydentki Domu Helclów, ale im więcej dowiaduje się profesorowa
Szczupaczyńska, tym mniej czytelnik rozumie – co jej to dało? Sam zaś koniec
przypomina popis prestidigitatorski, gdzie wścibska Szczupaczyńska wyczarowuje
kolejne fakty i skojarzenia niczym magik wyciągający królika ze swego
kapelusza.
Niewątpliwie jednak wybór na główną bohaterkę kobiety, która
ma co prawda kompleksy i aspiracje, ale przy tym odznacza się zdrowym
rozsądkiem i błyskotliwym umysłem, jest strzałem w dziesiątkę. Namnożyło się policjantów
po przejściach, z takim bagażem doświadczeń, że zdaje się ich to przytłaczać.
Przy pijakach, brutalach i po prostu chamach stworzonych choćby przez Marka
Krajewskiego w seriach o Wrocławiu i Lwowie, Zofia Szczupaczyńska lśni
normalnością niczym diament, a jest przy tym wcale nie gorsza w dociekaniu od
Mocka czy Popielskiego. I w tym miejscu spółka Dehnel/Tarczyński udowadnia, że
nie trzeba epatować obrzydlistwem, żeby stworzyć nietuzinkowego bohatera.
Panowie powiedzieli w jednym z wywiadów, że jeśli książka się
spodoba, będzie kontynuacja. Prawdę
mówiąc, sięgnę po nią chętnie. Może pozbędę się uczucia niedosytu.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz