Komisarz Maigret nie znalazł czasu dla pewnej starszej pani,
która przez kilka dni czekała na niego cierpliwie pod biurem. To był błąd.
Później mógł poznać już tylko jej dziwną rodzinę i jeszcze dziwniejszych
partnerów tejże... Zakończenie nietypowe dla kryminałów, nie tylko tych o
Maigrecie.
Zdejmując z półki podkowiańskiej biblioteki trzy nieczytane
dotąd kryminały Georges’a Simenona z komisarzem Maigretem cieszyłam się jak
łysy na widok grzebienia. A po kilku godzinach radość moja była już o wiele
mniejsza. Może to ja wyrosłam z Simenona, bo czytałam go głównie w podstawówce,
a może faktycznie „Wariatka Maigreta” jest jednym ze słabszych kryminałów...
Właściwie tylko początek jest ciekawy. Kobieta jest
przekonana, że ktoś chce ją zabić. Zależy jej na rozmowie z Maigretem, ten
jednak podsyła jej jednego z młodszych policjantów. Kobieta nie rezygnuje i
dość szybko wszyscy w gmachu na Quai des Orfèvres mówią o niej per „stara
wariatka Maigreta”. Dzień później wątpliwości inspektora, czy porozmawiać ze
staruszką, przestają mieć znaczenie, bo pani de Caramé zostaje zamordowana.
Śledztwo prowadzone przez Maigreta toczy się niespiesznie,
inspektor głównie przepytuje ludzi, a w wolnych chwilach wstępuje na piwo lub
wino. Ciągnie się ta opowieść ślamazarnie, potem Simenon wprowadza jeszcze
przedstawicieli przestępczości zorganizowanej (nie lubię), dziwne to jakieś
wszystko, wydumane. Koniec jest rozczarowujący. Dziwaczny.
Moja ocena: 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz