Stephen King, Pan Mercedes, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa
2014, 575 s.
Mroźnym świtem, w przygnębiającym mieście na Środkowym
Zachodzie setki zdesperowanych bezrobotnych ludzi stoi w kolejce w oczekiwaniu
na targi pracy. Bez ostrzeżenia, samotny kierowca skradzionego Mercedesa
przebija się przez tłum rozjeżdżając niewinnych, następnie cofa się i uderza
ponownie. Osiem osób zostaje zabitych, piętnaście rannych. Zabójca ucieka.
Kilka miesięcy później w innej części miasta, emerytowanego gliniarza o nazwisku Bill Hodges nadal prześladuje nierozwiązana zbrodnia. Gdy otrzymuje on list od kogoś nazywającego siebie „sprafcą”, w którym nadawca grozi jeszcze bardziej diabolicznymi atakami, Hodges wybudza się ze swojego przygnębiającego, pustego życia na emeryturze, zdecydowany powstrzymać kolejną tragedię.
Kilka miesięcy później w innej części miasta, emerytowanego gliniarza o nazwisku Bill Hodges nadal prześladuje nierozwiązana zbrodnia. Gdy otrzymuje on list od kogoś nazywającego siebie „sprafcą”, w którym nadawca grozi jeszcze bardziej diabolicznymi atakami, Hodges wybudza się ze swojego przygnębiającego, pustego życia na emeryturze, zdecydowany powstrzymać kolejną tragedię.
Wiele było szumu wokół „Pana Mercedesa” Stephena Kinga, przy
czym wielki nacisk kładziono na to, że King debiutuje jako twórca powieści
detektywistycznej. W sumie zagadki i tajemnice są w większości jego utworów,
zazwyczaj też są logicznie i błyskotliwie wyjaśniane, więc z kryminałem King
powinien był poradzić sobie śpiewająco.
A mnie jednak nie zachwycił. Bo ja nie lubię, kiedy osoba
mordercy wprowadzana jest prawie na początku książki. Wolę się domyślać (często
źle), typować i głowić nad rozwiązaniem zagadki. Tego u Kinga właściwie nie ma.
Czytelnik z góry wie kim jest „sprafca” i większość książki to albo zwichrowane
myśli psychopaty, albo coraz bardziej rozpaczliwe próby detektywa, żeby go
namierzyć. Jednocześnie całość napisana jest dosadnie, barwnie i ciekawie,
czyli dość typowo dla Kinga. Nie rażą klisze, psychopata jest dopracowany do
najmniejszego szczegółu i gdyby cała opowieść pisana byłaby z jego perspektywy,
pewnie okazałaby się jeszcze lepsza, bo chociaż w „Panu Mercedesie” żadnych
istot nadprzyrodzonych nie ma, to nie znaczy, że nie ma się czego bać. Tym
razem King opisuje zło, jakie istnieje w człowieku od zawsze, jego chęci do
bezsensownych zbrodni, brak poczucia moralności, ba! przyjemność czerpaną z
nikczemności! Ale niedosyt pozostaje. Podobnie jak wysoko postawiona
poprzeczka, bo ostatecznie King nie pisze od wczoraj, potrafi zachwycić
czytelnika i tak samo potrafi go zirytować obniżaniem literackich lotów.
Wyszło Kingowi średnio. I taka jest moja ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz