piątek, 4 marca 2016

Agatha Christie „Karty na stół”

Agatha Christie, Karty na stół, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, 235 s.

Herkules Poirot przyjmuje zaproszenie na obiad do domu pana Shaitany, człowieka, który w londyńskim towarzystwie znany jest z ekstrawaganckich pomysłów, zamiłowania do prowokacji i organizowania, z iście diabelską fantazją (ma w sobie coś demonicznego!), wykwintnych, acz dość osobliwych przyjęć. Teraz postanowił udowodnić sławnemu detektywowi, że zbrodnia doskonała jest możliwa. W tym celu zaprosił kilka osób, „najlepszych z najlepszych w jego kolekcji morderców, którym się udało”, mających prestiż, lubianych, o nieposzlakowanej opinii, by pokazać, że morderstwo może być sztuką, a morderca mistrzem. Nie przewidział jednak skutków gry swojej chorej wyobraźni i dlatego, będący u niego całkiem prywatnie Poirot, wskutek zaistniałych okoliczności, musiał natychmiast rozpocząć śledztwo.

Gdybym grała w brydża, pewnie bawiłabym się przy „Kartach na stół” jeszcze lepiej. Mam tu na myśli oczywiście zabawę umysłową, a nie chichotanie nad kolekcją morderców, którym się udało popełnić „zbrodnię doskonałą”.
Z jednej strony czworo przedstawicieli sprawiedliwości, a z drugiej – czworo ludzi, którym nie udowodniono zbrodni. Podczas kolacji wciąż przewija się kwestia zabijania, a w końcu gospodarz mówi:
Ale gdybym ja miał popełnić zbrodnię kontynuował Shaitana. Przerwał i coś w tej pauzie wzbudziło uwagę. Zwróciły się ku niemu wszystkie twarze. Myślę, że byłaby to bardzo prosta zbrodnia. Zdarzają się w końcu wypadki z bronią albo w domu. Wzruszył ramionami i ujął kieliszek wina. Ale kim ja jestem, żeby się wypowiadać przy tylu ekspertach...”[1]
I tą swoją chełpliwością, manią kolekcjonowania nie tylko przedmiotów, ale i ludzi, wydaje na siebie wyrok. Bo podczas pokolacyjnego brydża zostaje zamordowany. Mordercą może być tylko jeden z zaproszonych gości i oczywiste jest, że można wykluczyć inspektora, tajnego pracownika Secret Service, pisarkę i detektywa. Zaczyna się typowe dla Christie zbieranie zeznań, dokładne sprawdzanie przeszłości podejrzanych i ustalanie, na czym polegało „morderstwo doskonałe” w ich wydaniu.
Czyta się „Karty na stół” szybko i przyjemnie. Zamąciły mi tylko zeznania pani Lorrimer, która na podstawie zapisów brydżowych rekonstruowała rozgrywkę. Te wszystkie robry, kontry, lewy... nie znam się na tym niestety.
Przyznaję się, że mordercą okazała się nie ta osoba, którą typowałam. I w sumie tak lubię, bo co to za radość wiedzieć od połowy książki, kto zabił? Gdyby nie cokolwiek teatralne poczynania Herkulesa Poirota pod koniec opowieści, byłby to jeden z najlepszych kryminałów. A tak, uważam, że jest jednym z bardzo dobrych.
I taka jest moja ocena: 5


[1] A. Christie, Karty na stół, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, s. 18.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz