niedziela, 6 marca 2016

John Green „Szukając Alaski”

John Green, Szukając Alaski, Znak, Kraków 2007, 266 s.

Powieść dla młodych, zbuntowanych, pragnących doświadczyć życia. Powieść dla nastolatków poszukujących odpowiedzi na najważniejsze pytania: o miłość, która wywraca świat do góry nogami, o przyjaźń, której doświadcza się na całe życie. O szalonej, zbuntowanej, magnetycznej, bezkompromisowej Alasce. I o zakochanym w niej Milesie, który dzięki niej odnalazł „Wielkie Być Może" - czyli najintensywniejsze i najprawdziwsze doświadczenie rzeczywistości. Debiut młodego amerykańskiego pisarza Johna Greena, laureata nagrody Michaela L. Prinza i finalisty Los Angeles Times Book Award. Powieść wyjątkowa, literatura na najwyższym poziomie. Tej książki się nie zapomina.

Książka niby dla młodzieży, ale i dorosły może ją spokojnie przeczytać, powrócić do chwil młodości i pomyśleć, jak wyglądało jego „Wielkie Być Może”. Książkę Johna Greena przyniosła mi do przeczytania moja starsza córka, stanowczo prosząc, abym ją przeczytała, bo to jedna z najlepszych książek, jakie do tej pory spotkała.
Porównywanie do „Buszującego w zbożu” Salingera jest wyłącznie chwytem marketingowym, chybionym do tego, bo książka Greena nijak ma się do powieści Salingera. Samo umieszczenie nastolatka w prywatnej szkole nie czyni z niego drugiego Holdena Caufielda.
„Szukając Alaski” jest po prostu inna, Green zwraca uwagę na obecne problemy młodzieży, na ich postępującą alienację przy jednoczesnej potrzebie akceptacji. Jest to jednocześnie opowieść o przyjaźni i granicach ingerencji w prywatną przestrzeń drugiej osoby. Jest to też opowieść o fascynacji i pierwszym młodzieńczym zakochaniu, bo miłość to jednak zbyt wielkie słowo. Jest to w końcu powieść o byciu niepokornym i łamaniu zasad, o pierwszym papierosie, pierwszym kieliszku alkoholu, pierwszym seksie.
Wydaje się, że pewni ludzie nie chcą być uratowani, do takich należała tytułowa Alaska (mylące jest to w sumie imię, bo kilka osób, którym opowiadałam o książce, odpowiadało: „Ale mnie nie interesują powieści o zimnie i śniegu!” Prawdę mówiąc, ja też sądziłam, że chodzi o czterdziesty dziewiąty stan). Przytłaczające ją poczucie winy rzutowało na jej relacje z całym otoczeniem. I chociaż miała przyjaciół – Milesa, Pułkownika i Takumiego, miała chłopaka, miała ojca, to w ostatecznym rozrachunku wydaje się, że nie zależało jej na nikim. Na pewno nie była typową dziewczyną, dopóki mogła, rwała życie garściami i chociaż chwilami wydawała się irytująca, jest to jedna z tych bohaterek, do których można poczuć sympatię, polubić ich. Szczególnie ważne jest to w powieściach dla młodzieży. Greenowi udało się ukazać z jednej strony bunt, tęsknotę i pragnienie wiedzy, a z drugiej ukazać nastolatki z krwi i kości, eksperymentujące z życiem, używkami i uczuciami.
Jeśli ktoś ma dorastające dziecko, bo sądzę, że „Szukając Alaski” może podobać się tak samo dziewczynom, jak i chłopakom, spokojnie może mu podsunąć książkę Johna Greena. I sam przeczytać również. Ta lektura ma więcej sensu niż niejedna książka „dla dorosłych”.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz