sobota, 12 marca 2016

Agatha Christie „Po pogrzebie”

Agatha Christie, Po pogrzebie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, 259 s.

Pogrążona w żałobie rodzina Richarda Abernethie spotyka się po pogrzebie, by poznać ostatnią wolę zmarłego. Ekscentryczna ciotka Cora wkłada kij w mrowisko, sugerując, że brat został zamordowany. Nic dziwnego, że niebawem ginie również ona... Emerytowany Poirot ucieka się do kamuflażu i bacznie obserwuje spadkobierców, przekonany, że morderca „podłoży głowę”. Intryga okazuje się równie skomplikowana jak rodzinne relacje, ale morderca przekona się, że nie warto popełniać zbrodni, gdy w pobliżu jest Herkules Poirot.

U Christie zazwyczaj mordercą jest ktoś z zamkniętego kręgu osób albo zbrodniarz układa niesamowicie skomplikowany plan mający na celu zgładzenie kogoś lub wykradzenie czegoś. „Po pogrzebie” zawiera oba elementy intrygi: raczej można się spodziewać, że śmierć ciotki łączy się z wcześniejszą śmiercią brata – Richarda Abernethie, a zatem pewne słowa wypowiedziane po jego pogrzebie wystraszyły kogoś z najbliższego otoczenia; sama zbrodnia, z pozoru prosta i brutalna, okazuje się efektem ekwilibrystycznych knowań zbrodniarza.
I chociaż nie do końca przekonuje mnie finał, bo moim zdaniem można było całość rozwiązać inaczej, można nawet było uniknąć zbrodni, ale wówczas... nie byłoby książki. Przekonują mnie natomiast postaci wykreowane przez Christie – zgorzkniały, hipochondryczny Timothy Abernethie (uch, jak miałam ochotę huknąć na tego bufona, żeby wreszcie przestał absorbować sobą ludzi, a szczególnie, żeby dał trochę odetchnąć żonie!), George Crossfield – wiecznie bez pieniędzy, Gregory Banks – nijaki, nerwowy i... zdecydowanie podejrzany, a przede wszystkim absolutnie antypatyczny. Ciekawe, że teraz pisarze potrzebują kilkuset stron na opisanie złożoności stosunków międzyludzkich, a ich postacie i tak zazwyczaj są boleśnie papierowe, Christie skupiała się na tym co najważniejsze, a bohaterowie jej książek byli pełnokrwiści (choć może chwilami przerysowani).
Na szczęście Herkules Poirot potrafi oddzielić kłamstwa od prawdy, udaje mu się nie tylko zdemaskować mordercę, ale też wprowadzić nieco ładu pomiędzy potomków rodziny Abernethie (Timothy jest już nie do uratowania).
Nie jest to kryminał najbardziej udany, ale czyta się dobrze. Dobry „zabijacz czasu”.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz