piątek, 18 marca 2016

Flint Whitlock „Bestie z Buchenwaldu”

Flint Whitlock, Bestie z Buchenwaldu. Karl i Ilse Kochowie najgłośniejszy proces o zbrodnie wojenne XX wieku, Replika, Zakrzewo 2014, 366.

Historia Karla i Ilse Kochów, pary nazistów, która rządziła obozem Buchenwald twardą ręką od 1937 do 1941 roku. Rządy terroru, które obejmowały bicie, tortury i zabijanie niewinnych więźniów, by ich wytatuowane skóry mogły zdobić abażury i inne osobiste przedmioty, zakończyły się egzekucją Karla, a dla Ilse najgłośniejszym procesem o zbrodnie wojenne XX wieku. W dziesiątki lat po tragediach nazistowskich obozów koncentracyjnych i obozów śmierci, ludzie wciąż zadają te same pytania: Jak to się mogło stać? Jak na pozór kulturalne i cywilizowane społeczeństwo mogło dokonać aktów tak niewyobrażalnej przemocy, która miała miejsce w tych obozach? Jakie bestie mogły być za to odpowiedzialne?

Nie do końca ufam domorosłym historykom. Flint Whitlock z wykształcenia jest grafikiem, historią II wojny światowej zainteresował się dzięki ojcu. O Buchenwaldzie napisał trzy książki: „Bestie z Buchenwaldu”, „Ocalałem z Buchenwaldu” i „Buchenwald: Hell o a Hilltop”.
Monografia Whitlocka jest dobra jako punkt wyjściowy do dalszych poszukiwań. Dość dobrze, choć powierzchownie opisane są kulisy II wojny światowej oraz powstanie i działanie weimarskiego obozu koncentracyjnego. Okolica kiedyś kojarzona z najbardziej znanym niemieckim poetą – Goethem – od 1937 roku stała się miejscem śmieci tysięcy przeciwników Hitlera. Przede wszystkim jednak Whitlock skupia się na osobie pierwszego komendanta obozu – Karlowi-Ottonowi Kochowi i jego żonie – Ilse Koch, z powodu swego okrucieństwa, zwanej „Wiedźmą z Buchenwaldu”.
Korupcja, morderstwa, bestialskie traktowanie więźniów były na porządku dziennym w obozach koncentracyjnych. Zło, które się wówczas ujawniło w Niemcach, do dziś pozostaje przykładem tego, jak bardzo nie znamy naszych sąsiadów. Ludzie nie wierzyli, że ten „mądry i światły naród” stać na tak nieludzkie zachowanie, zaślepienie słowami jednego austriackiego wariata, który zmienił oblicze historii XX wieku. Karl Koch był do tego tak pazerny, że zwróciło to uwagę jego przełożonych, którzy choć sami kradli na potęgę, nie lubili być oszukiwani i okradani. Za przywłaszczenie sobie kilkuset tysięcy marek został postawiony pod ścianą (a nie powieszony, jak pisze „dziennikarz” Łuszczyna snując odautorską wersję biografii Kochów). Ilse Koch udało się wówczas wybronić, została aresztowana i osądzona dopiero przez Amerykanów. Do historii przeszła jako osoba otaczająca się przedmiotami z wytatuowanej ludzkiej skóry. Nigdy jej tego nie udowodniono, zaprzeczała słowom więźniów, zaprzeczała zresztą większości rzeczy, o które ją oskarżano. A było tego dużo, bo Ilse Koch nie bez powodu została nazwana „wiedźmą”. Whitlock nie epatuje jednak makabrą (w tym jest dobry „dziennikarz” Łuszczyna piszący o całej manufakturze wyrobów z ludzkiej skóry), przedstawia fakty, relacjonuje przebieg procesu, przytacza rozmowy z ocalałymi, pisze o reakcjach Amerykanów, o reakcjach Niemców mieszkających tak blisko obozów koncentracyjnych.
Czytając „Bestie z Buchenwaldu” zastanowiła mnie jedna sprawa: postawa generała Luciusa Clay’a, który pomimo zaznajomienia się z działalnością i postępowaniem Ilse Koch, ułaskawił ją po dwóch latach więzienia. I do końca życia nie miał sobie nic do zarzucenia z tego powodu. Czyżby sądził, że wszystkie zeznania były kłamliwe i stanowiły odwet za pobyt w obozie? Od czasów wojny minęło kilkadziesiąt lat, świadków tamtych wydarzeń jest coraz mniej, pozostają w większości świadectwa pisane, często dopiero po latach. A przecież większość procesów zbrodniarzy odbyła się dość szybko. Ludzie pamiętali niedawne przeżycia i nie mieli powodu, aby konfabulować i uatrakcyjniać to, co przeżyli. A jednak nie dano im wiary wówczas, a i do tej pory wciąż trafiają się sceptycy wątpiący w niemieckie obozy koncentracyjne.
Podsumowując, książka Flinta Whitlocka jest napisana dobrze. Autor jest rzeczowy i dość dokładny. Nie wyraża naiwnych, subiektywnych opinii wiedząc, że i bez jego osądu ludzie pokroju Ilse Koch byli ludźmi tylko z nazwy.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz