środa, 9 marca 2016

Charlotte Link „Grzech aniołów”

Charlotte Link, Grzech aniołów, Sonia Draga, Katowice 2010, 301 s.

Maximilian ostatnie sześć lat spędził w klinice psychiatrycznej. Jego ojciec, Phillip, wzbrania się przyjąć go z powrotem na łono rodziny. Zrozpaczona matka wyjeżdża do Londynu i rzuca się w ramiona swego niegdysiejszego kochanka. Wówczas dociera do niej z Niemiec niepokojąca wiadomość: jej drugi syn Mario, brat bliźniak Maximiliana, wyjechał razem ze swoją dziewczyną do Prowansji, by spędzić tam urlop tylko we dwoje. Dowiedziawszy się o tym, Janet na łeb na szyję wyrusza do Francji. Dlaczego wpadła w taką panikę? Jaką straszliwą tajemnicę Janet skrywa razem z ukochanymi nad wszystko synami? Na ile wydarzenia z przed lat zdeterminują zachowania i wybory członków rodziny?

Kolejna mniej udana powieść Charlotte Link. Autorka nie sięga daleko w przeszłość, tajemnicy jeszcze nie pokryła patyna czasu i może dlatego i treść, i bohaterowie są mniej ciekawi. A mogło być tak ciekawie. Bliźnięta jednojajowe to samonapędzający się temat. Od wieków wzbudzały zainteresowanie, czasami strach, często... były powodem posądzenia ich matki o niewierność, co kończyło się dla kobiet fatalnie. Same zaś bliźnięta są niczym własne klony, bo ostatecznie pochodzą z jednego zarodka. I chociaż fizycznie są identyczne, psychicznie mogą się różnić niczym dzień i noc. I właśnie o takiej parze bliźniąt pisze Link.
Autorka przerzuca swoich bohaterów z miejsca na miejsca, jasno ukazując, że Niemcy czują się wszędzie w Europie równie dobrze, czy to Anglia, czy Prowansja. Ale chociaż jest kosmopolitycznie, czytelnik właściwie nie odczuwałby różnicy, gdyby rzeczony domek był w Bawarii czy Szlezwiku Holsztynie – bo kompletnie nie czuć klimatu okolicy, nie czuć atmosfery miejsca. Nic.
Podobnie Link nie wykorzystała potencjału pomysłu z bliźniakami. Gorzej, wszystko jest bardzo szablonowe i równie przewidywalne, a do tego rozciągnięte na trzysta stron, podczas których wszyscy się miotają po Europie próbując zapobiec nadchodzące katastrofie. Podobnie jak w „Wielbicielu”, bardzo wcześnie można domyślić się: kto, co i jak? I podobnie jak w „Wielbicielu” autorka niemiłosiernie przynudza, bo akcji brak dynamiki, ba! akcja u Link przypomina niemiecką autostradę: jest długo, gładko, bez przeszkód i monotonnie.
Zdecydowanie dla wielbicieli pisarki.
Moja ocena: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz