piątek, 25 marca 2016

Elisabeth Åsbrink „W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa”

Elisabeth Åsbrink, W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa, Czarne, Wołowiec 2013, 363 s.

Ingvar Kamprad z farmy Elmtaryd w Agunnaryd na południu Szwecji tuż po wojnie otworzył małą firmę meblową. Dziś to najbardziej znana na świecie szwedzka marka. Ale wtedy zatrudniał zaledwie kilka osób. Wśród nich swojego najlepszego przyjaciela — Ottona Ullmanna. Otto wyjechał z Austrii tuż po anszlusie, gdy stało się jasne, że pozostanie w kraju jest zbyt ryzykowne. Wyjazd do Szwecji, załatwiony z wielkim trudem przez rodziców, miał zapewnić chłopcu bezpieczeństwo w niepewnych czasach.

Z jednej strony jestem zła, bo wydawnictwo postanowiło wypromować książkę Åsbrink opisem niemającym nic wspólnego z treścią. Bo nie jest to książka ani o Ingvarze Kampradzie, ani o jego rodzinie, ani tym bardziej o tym, jak po wojnie zaczął rozkręcać firmę meblową. Antyżydowskie i prohitlerowskie uczucia potraktowane są marginalnie, niewiele więcej się o nich dowiadujemy ponad to, co już zostało napisane na tylnej okładce książki.
Z drugiej jednak strony Åsbrink na podstawie listów i dokumentów ukazała los jednej z żydowskich rodzin mieszkających w Austrii. Odsłoniła największą z możliwych prywatność cytując listy pozostających w hitlerowskim Wiedniu, a potem w kolejnych miejscach deportacji rodziców, którzy z każdą wysłaną wiadomością cieszyli się coraz bardziej, że los był łaskawy chociaż dla ich syna i mieli świadomość, że ich przyszłość jest coraz bardziej niepewna. To, co przedstawia Åsbrink nie jest żadną fikcją, nie wymyśliła tego autorka. To napisało życie. I jeśli listy w pewnym momencie przestały przychodzić, oznaczać to mogło właściwie jedno – że rodzina Ullmannów już nie istnieje.
W swojej książce Åsbrink porusza kwestie, o których do tej pory dużo się nie mówiło, bo i Szwedzi nie mają być z czego dumni: ich nastawienia do hitleryzmu, do idei głoszonych przez Hitlera, ich stosunku do Żydów. Szwecji podczas II wojny światowej udało się zachować neutralność. W kraju czuć jednak było wyraźne sympatie do poczynań Hitlera, rodziły się ruchy nazistowskie, a rząd oficjalnie zamknął granice nie chcąc, aby na tereny szwedzkie trafili niepożądani goście – Żydzi. Otto Ullmann trafił do Szwecji wraz kilkudziesięcioma innymi dziećmi za sprawą Szwedzkiej Misji dla Izraela. Od początku mieli stanowić raczej siłę roboczą niż stać się pełnoprawnymi członkami szwedzkiego społeczeństwa. Dodajmy do tego, że warunkiem wyjazdu było odżegnanie się od religii i przyjęcie chrztu. A ceną przeżycia była samotność.
Åsbrink stawia przed czytelnikiem wiele pytań, na które każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Pyta o pobudki ratowania Żydów przez członków Misji (czyż nie chodziło raczej o wykorzenienie judaizmu niż ratowanie istnień ludzkich?), o postępowanie Ingvara Kamprada, który swe nazistowskie przekonania głosił jeszcze w latach pięćdziesiątych, jak bardzo można usprawiedliwiać go sytuacją rodzinną, przekonaniami wyniesionymi z domu? Jak to się miało do jego przyjaźni z Ottonem Ullmannem?
„W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa” to przede wszystkim opowieść o dziecku, które nagle musiało dorosnąć, zmienić swe nastawienie do życia, rozstać się z najbliższymi i czuć, jak umiera nadzieja na spotkanie z rodziną, której nikt nie chciał pomóc, bo należeli do nieodpowiedniej rasy. To także opowieść o strachu Szwedów przed obcymi, przed „inwazją” obcej krwi.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz