Sándor Márai, Zbuntowani, Czytelnik, Warszawa 2009, 250 s.
W
mieście położonym z dala od frontów pierwszej wojny światowej, której obecność
jest jednak odczuwalna każdego dnia, grupa chłopców stojących przed egzaminem
dojrzałości w swoisty sposób buntuje się przeciw otaczającemu ich modelowi
życia, którym zawiaduje pieniądz. Wiedzą, że po maturze zostaną zmobilizowani i
wysłani na front, z którego jeden ze starszych braci już powrócił, utraciwszy
rękę i wiarę w jakąkolwiek moralność. Odrzucają więc zachwalaną przez
profesorów gimnazjalnych i własnych rodziców przyszłość i próbują stworzyć
enklawę, w której mają obowiązywać inne prawa. Nie uświadamiają sobie jeszcze,
że świat, przeciw któremu się buntują, rozpada się właśnie wokół nich. Dlatego
niezależnie od egzaminu dojrzałości w krótkim czasie zmuszeni są dojrzeć. Ich
mentorami stają się dwaj mężczyźni, aktor Amadé i właściciel miejscowego
lombardu Havas, którzy z okrutną szczerością konfrontują ich ze światem
dorosłych i ukazują ciemną stronę życia.
Nawiązując niejako do książki Johna Greena, buntu młodych nie
wymyślili Amerykanie. Jak można przeczytać w „Zbuntowanych”, postawa ta nie
była obca i młodzieńcom zdającym maturę pod koniec Wielkiej Wojny.
Sándor Márai okazał się moim wielkim odkryciem zeszłego
roku. Zaczęłam co prawda od „Pierwszej miłości”, ale jako pierwszych mam zamiar
przedstawić „Zbuntowanych”, pierwszą część „Dzieła Garrenów”, dalsze – właśnie prawie
skończyłam i w końcu wiem, jak podzielić książki do recenzji. Mnie osobiście
wydaje się, że pomysł wydawcy, aby Sándor Márai przerobił książki tak, by
stworzyć cykl o Garrenach, nie był zbytnio trafiony. W „Zbuntowanych” wyraźnie
daje się odczuć, że fragmenty z braćmi są dopisane, a chronologia „Zazdrosnych”
i „Obcych” znacząco różni się od chronologii „Znieważonych” i „Maruderów”.
Zanim Márai zabrał się za przeróbki, „Zbuntowani”, „Zazdrośni” i „Znieważeni”
były odrębnymi powieściami i nawet gdyby tak zostało, nie umniejszyłoby to
artyzmu węgierskiego pisarza.
Bo proza Węgra jest najwyższej próby, to trzeba zaznaczyć
już na początku. Márai był niezwykle wnikliwym obserwatorem, umiał opisywać
szczegóły sytuacji soczyście i wnikliwie. Chociaż akcja „Zbuntowanych” dzieje
się w ciągu kilku dni, autor nie stroni od refleksji nad kondycją dorastających
ludzi w przededniu ich dołączenia do rzeszy ludzi walczących w wojnie, kiedy
przestają chronić ich mury szkoły, a matura dobitnie świadczy o ich dorosłości.
Oczywiście, wszystko jest względne. Postępowanie Ábla, Tibora, Ernö, Béli (i
dopisanych Pétera i Támasa Garrenów) dalekie jest od dojrzałości. Pierwsze miesiące
1918 roku to czas zawiązania się bandy i eskalacji jej najdziwniejszych
wyczynów. To również tytułowa próba buntu przeciwko wojnie, zastanemu
porządkowi, pokoleniu ojców, biedzie i kastowości klas.
Chłopcy przez ostatnie miesiące przed maturą wyczyniają
najdziwniejsze rzeczy, aby udowodnić sobie po prostu, że mogą. Nie liczą się kradzione
pieniądze ani rzeczy. Uprawiają sztukę dla sztuki a przy okazji oszukują się,
że wszystko to, co dzieje się poza miastem, ich nie dotyczy. Odczuwają potrzebę
bycia w grupie i nierówności społeczne nic do tego nie mają. Pozornie, bo
właśnie już po egzaminach maturalnych dochodzą do głosu niższe pobudki,
dochodzi zawiść, obawa przed śmiesznością. To wszystko umiejętnie wykorzystane
przez podstarzałego artystę doprowadza do nieuchronnego upadku i rozpadu.
Świetnie napisana i przetłumaczona, jak zresztą wszystkie
książki Máraiego, które do tej pory czytałam. Autorką przekładu „Zbuntowanych” (i
pozostałych powieści Máraiego) jest Teresa Worowska, która udowadnia, że nie
chodzi tylko o znajomość języka obcego, ale i umiejętność zachowania piękna
stylu i zrozumienia intencji autora. Pani Worowska stara się przybliżyć nie
tylko sam tekst, ale i okoliczności jego powstania w krótkim eseju wieńczącym „Zbuntowanych”.
W „Stanie całkowitej niepewności” widać cały kunszt tłumaczki i znajomość prozy
autora. Rzadko kiedy można się obecnie spotkać z takim profesjonalizmem, chyba
jeszcze tylko Jamue Cabré ma w Polsce równie staranną interpretatorkę – Annę Sawicką.
Co smutniejsze, najgorsze są obecnie tłumaczenia z języka angielskiego, które
prawdopodobnie powstają w myśl zasady „tłumaczyć każdy może”. Acz to nie jest
do końca tak.
W każdym razie – „Zbuntowani” to powieść piękna i ciekawa.
Polecam.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz