czwartek, 10 marca 2016

Drauzio Varella „Ostatni krąg”

Drauzio Varella, Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie w Brazylii, Czarne, Wołowiec 2014, 263 s.

Carandiru – miejsce, które okryło się złą sławą. Największe więzienie w Brazylii, uznawane za jedno z najsurowszych na świecie. Drauzio Varella poznał Carandiru, gdy przez ponad dekadę z poświęceniem pomagał powstrzymać rozprzestrzeniającą się w więzieniu epidemię AIDS. Jego pacjenci, często uzależnieni od narkotyków i bez wahania zdolni zabić nawet najlepszego przyjaciela, odsłaniali przed nim tajemnice bloków więziennych i reguły przetrwania w tym „samorządnym”, prowadzonym przez wspólnotę starych więźniów mikrokosmosie.

A ja zacznę od czepiania się. Bo szkoda, że nigdzie nie zaznaczono, że tego największego brazylijskiego więzienia już nie ma, że zostało zburzone pod koniec 2002 roku. I chociaż Drauzio Varella napisał książkę w roku 1999, to przecież wydana w Polsce została dwa lata temu i informacja, że Carandiru już nie istnieje, byłaby postawieniem kropki nad i. Ja wiem, że jest internet, że się można w sieci wiele dowiedzieć, ale to nie znaczy, że nie można poinformować czytelnika o stanie faktycznym.
I z czepiania się to by było tyle. Bo sama książka jest mocna. Owszem, czuć tu brak reporterskiego pióra, teksty są czasem aż nazbyt suche. Ale zważyć trzeba, że pisał to lekarz, który przy wszystkim, co widział i słyszał, musiał jeszcze pamiętać o tym, że obowiązuje go tajemnica lekarska i nie wszystko może przekazać. Zresztą to, co napisał już wystarcza na wyrobienie sobie sądu o tym więziennym molochu, gdzie średnia liczba więźniów wynosiła w czasie, gdy pracował tam Varella, około siedmiu tysięcy.
Carandiru przypominało piekło. Ponure betonowe klocki z dziesiątkami okiem, liche spacerniaki i malutka oaza zieleni, która była namiastką namiastki tego, co skazańcy pozostawili na wolności. Varella spotykał się z nieufnością nie tylko ze strony więźniów, ale i strażników, którzy uważali go za osobę związaną z organizacją broniącą praw człowieka. Tymczasem w więzieniu istniało tylko prawo więzienne. Wcale nie zamierzam bronić osadzonych tam bandytów, ale jak można mówić o resocjalizacji w miejscu, gdzie przepełnione cele stanowiły siedlisko epidemii, przemoc rodziła przemoc, rządy sprawowali notoryczni przestępcy i nie było mowy o chwili prywatności. Najgorszym miejscem w więzieniu był Loch, miejsce odosobnienia dla więźniów, na których inni wydali wyrok śmierci. „Ponure miejsce, naznaczone świerzbem, wszami i karaluchami wyłażącymi z rur. Nocą po opustoszałym korytarzu przechadzają się szare szczury.”[1] Jeśli to nie było piekło końca dwudziestego wieku, to co nim było? Degeneracja przebywających w Lochu mogła tylko postępować podsycana strachem o własne życie. Cele skazanych na śmierć, gdzie tłoczyło się po czterech, pięciu mężczyzn wyglądały z kolei tak: „Brak wody, zatkana kanalizacja, pęknięte rury, zacieki i grzyby na ścianach i podłogach są tu powszechnym zjawiskiem. Ze względu na warunki zdarza się, że niektórzy więźniowie spędzają całą noc na stojąco, z butami tkwiącymi w kałuży.”[2] Bez komentarza.
Varella nie kreuje się na osobę wszechwiedzącą, opisuje natomiast jak dzień po dniu musiał się uczyć i opracowywać zasady postępowania, aby nie robiono z niego kretyna (jak sam pisze). Więźniowie nie liczyli na pomoc ani współczucie. Lekarz był kolejną osobą, którą można było wykorzystać, żeby zdobyć dodatkowe leki, miejsce w mniej przeludnionej celi czy szpitalu. Nie ma wśród bohaterów opisywanych przez niego ludzi, których do których można poczuć sympatię, no bo jak czuć sympatię do gwałciciela, narkomana lub mordercy? Varella ukazuje mało znaną twarz Brazylii, daleko od karnawałowych tańców czy piaszczystych plaż. To twarz degeneracji, biedy, pozbawiona wyrzutów sumienia i skruchy. Twarz zastygła po upaleniu się krakiem.
Powtarzam: mocna lektura.
Moja ocena: 5


[1] D. Varella, Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie w Brazylii, Czarne, Wołowiec 2014, s. 9.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz