„Modlitwa smoka” to już piąta powieść Pattisona o byłym chińskim inspektorze Shanie i jego przyjaciołach – lamach. W „Modlitwie smoka” Shan musi uratować niewinnego człowieka oskarżonego o podwójne morderstwo i wyjaśnić kto zabija i okalecza (poprzez odcięcie dłoni) ludzi związanych z Górą Śpiącego Smoka.
U Pattisona kryminalna intryga jest tylko pretekstem do ukazania piękna i specyfiki Tybetu. Tak też dzieje się i w „Modlitwie…”. Owszem, Shan Tao Yun stara się znaleźć rozwiązanie zagadki, ale dzieje się to jakby na drugim planie. Na pierwszy plan bowiem wybija się analiza kulturoznawcza i antropologiczna Tybetańczyków i ich powiązań z… Indianami Nawaho. Pattison udziela czytelnikowi rzetelnej lekcji o przeszłości i wierzeniach obu narodów, roztacza przed czytelnikiem specyfikę myślenia Tybetańczyków i Indian, ich pojmowanie świata i świadomość, że przeszłość staje się coraz bardziej odległa. Nie jest to zatem typowy kryminał, gdzie zbrodnia jest najważniejsza.
Owszem, zbrodnia jest ważna. Jednakże odkrywanie kolejnych faktów staje się dla Pattisona pretekstem do pokazania, jak żyją Tybetańczycy zniewoleni przez Chińczyków, jak starają się dostosować aby przetrwać.
Istotna część opowieści dzieje się na Górze Śpiącego Smoka i trzeba przyznać, że wędrówki po korze Shanowi mógłby pozazdrościć sam Indiana Jones. Więcej nie zdradzę, powiem tylko, że Pattison mocno zawyżył poprzeczkę sam sobie. Nie dość, że umiał przystępnie przekazać istotne wiadomości, to jeszcze w subtelny sposób dodał trochę akcji i komercji na najwyższym (dosłownie też) poziomie.
Moja ocena: 5.5
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz