Jedyne „powieści kryminalne”, które do tej pory jakoś mi się nie znudziły, są autorstwa Marininy. Skończyłam właśnie „Męskie gry”.
U Marininy przełknę mafiosów, radziecką przemianę i radzieckie porządki. Kobieta kreuje smutny świat byłego światowego mocarstwa pogrążonego w agonii i degrengoladzie.
Recenzji jako takiej nie będzie. „Męskie gry” to raczej powieść obyczajowa z wątkiem kryminalnym, niż kryminał z wątkiem obyczajowym. Ustrój, nie ustrój – zawsze znajdą się tacy, którzy chcą cwaniakować, rządzić w szarej strefie i mieć poczucie władzy. Tajemnicze twarze, czyli dupy w lufciku.
Smutna opowieść o tym, że „bajką” dla milicjantki jest fakt, że ma możliwość zmiany pracy, że wystarczy aby mąż stale wyjeżdżał za granicę i tym samym zarobi na wspólne utrzymanie, że inni mają gorzej.
Czyta się „Męskie gry” szybko. Jednak na koniec i tak pozostaje w czytelniku (czytelniczce) osad goryczy i pytanie: dlaczego faceci muszą uprawiać swe (tytułowe) męskie gierki? Dlaczego muszą bechtać swe ego, puszyć się i pokazywać, który jest lepszy. Gdyby zamiast tego panowie zaczęli ze sobą rozmawiać, może świat byłby spokojniejszy.
Moja ocena: 4.5
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz