Richard Dawkins, Bóg urojony, CiS, Warszawa 2007, 520 s.
W "Bogu urojonym" Dawkins nie pisze (przynajmniej
nie bezpośrednio) o biologii. "Bohaterem" jego książki jest religia i
relacje między nauką a religią. Dawkins z całą mocą swojej wiedzy, talentu i
intelektu wprost i bezpośrednio odrzuca religię i wszelkie jej roszczenia.
Zaczyna od tego, że ukazuje fałsz założeń logicznych wierzeń religijnych, a
potem - między innymi - pisze o ewolucyjnych korzeniach teizmu. Dawkins nie
oszczędza bogów we wszelkich ich postaciach - kieruje ostrze swej krytyki
zarówno przeciw cierpiącemu na obsesję seksualną krwawemu tyranowi Starego
Testamentu, jak i przeciw znacznie łagodniejszemu (acz wciąż nielogicznemu)
"Boskiemu Zegarmistrzowi", "odkryciu" oświeceniowych
myślicieli. Rozpoczyna swą krytykę od logicznej wiwisekcji najczęściej
przywoływanych argumentów za istnieniem Boga i na ich podstawie wykazuje, że
jakakolwiek Istota Najwyższa jest bytem w najwyższym stopniu nieprawdopodobnym.
W kolejnych rozdziałach możemy przeczytać o tym, w jaki sposób religia - a
raczej wszelkie religie (rozróżnienie między krzyżem, gwiazdą Dawida a
półksiężycem ma dla Dawkinsa znaczenie drugorzędne) staje się obfitą pożywką
dla wojen, niewyczerpanym źródłem bigoterii i dyskryminacji oraz narzędziem
upośledzenia dzieci. Fascynującą lekturę stanowią rozdziały, w których Dawkins
- tym razem jako biolog - poddaje miażdżącej krytyce dorobek nowych
kreacjonistów, czyli (pseudo)naukowe ataki na ewolucjonizm.
Albo religia jest częścią naszego życia, albo nie. Albo
przyjmujemy istnienie Boga z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo wątpimy czy
zupełnie odrzucamy ideę istnienia Istoty Najwyższej. Jeśli wierzymy – książka
Dawkinsa będzie lekturą nieznośną i wkurzającą. Jeśli jednak nachodzą nas
wątpliwości lub już dawno zrezygnowaliśmy z wierzeń – lektura „Boga urojonego”
pomoże te wątpliwości usystematyzować i przemyśleć.
Na dzień dobry Dawkins przywołuje kilka terminów: teizm,
deizm, panteizm, ateizm. Zainteresowanych odsyłam do książki, ewentualnie do
wujka Google i cioci Wikipedii. Do mnie najbardziej przemówiła idea
panteistyczna, ten „podrasowany ateizm” jak pisze Dawkins, czyli to jak
pojmowali świat Einstein i Spinoza. Wielki fizyk przyznawał: „Wierzę w Boga
Spinozy, przejawiającego się w harmonii wszystkiego, co istnieje, a nie w Boga,
który zajmowałby się losem i uczynkami każdego człowieka.” Piękne zdanie. A w
ten sposób pojmowany Bóg jest rodzajem poetyckiej metafory, którą jestem
skłonna przyjąć, podobnie jak jestem skłonna przyznać, że jestem religijna na
sposób Einsteinowski: „Poczucie, że ponad wszystkim, czego możemy doświadczać,
jest też coś, czego nasze umysły nie potrafią ogarnąć, czego piękno i
subtelność nie ukazuje się nam bezpośrednio i co z trudem poddaje się
refleksji, jest religijnością. W tym sensie jestem człowiekiem
religijnym".
Można żywo rozmawiać o polityce, o systemach komputerowych,
właściwie o wszystkim, co nas interesuje, ale rozmowa o religii zazwyczaj
najeżona jest trudnościami. Jakiekolwiek kwestionowanie istnienia Boga uważane
jest za obrazoburczy atak. Przyznać się do niewiary, to jak strzelić sobie
towarzyskiego samobója. Można podśmiewać się z Ojca Dyrektora i innych
religijnych oszołomów, ale co innego negować ich autorytarno-religijne zapędy,
a co innego negować istnienie Boga i odmawiać boskości Jezusowi. Towarzyski
ostracyzm – gwarantowany. Dlaczego? Bo religii po prostu się nie neguje! Tak
wynieśliśmy z mniej lub bardziej praktykujących domów, nieprawdaż? Nie tylko
my. Brytyjski pisarz Douglas Adams na jednym ze swoich wystąpień, tuż przed
śmiercią, ujął to tak: „Religia [...] ma w swoim centrum idee, które nazywamy
świętymi, uświęconymi albo podobnie. [...] tak naprawdę oznacza ona «Oto idea
albo pogląd, o którym nie wolno ci mówić nic złego; po prostu nie wolno.
Dlaczego nie? Bo nie!»”.
Religia w ogóle jest uprzywilejowana. O aborcji i życiu
poczętym najwięcej do powiedzenia mają księża, których doświadczenia seksualne
teoretycznie są zerowe. Oni nas pouczają jak mamy żyć, oni mają monopol na wiedzę
o Bogu. Najbardziej krwawe wojny prowadzono w imię religii. Wystarczy sięgnąć
po „Dzieje wypraw krzyżowych” Stevena Runcimana, by zagłębić się w stronnice
spływające krwią w imię umiłowania Boga. Nie trzeba cofać się aż do
średniowiecza, żeby napotkać konflikty religijne. Przez kilkadziesiąt lat XX
wieku katolicy i protestanci walczyli o dominację swojej religii w Irlandii
Północnej. W czasie kiedy cieszono się z końca zimnej wojny, Sarajewo i inne
miasta dawnej Jugosławii obracały się w perzynę, bo nagle mieszkańcy Bałkanów
przypomnieli sobie o swych religijnych korzeniach. Nastąpiła eskalacja terroru
islamskiego, bo przecież zabijanie niewiernych jest takie szlachetne i jakaż
„piękna” nagroda czeka na obrońców wiary Mahometa. A mormoni i ich poligamia,
wielodzietne rodziny żyjące w ubóstwie w imię proroctw Josepha Smitha? Szkoda,
że Dawkins nie dodał jeszcze galaktycznego morsa scjentologów i ich
indoktrynacji swoich członków. Wspomina za to o religii jako efekcie ubocznym
mechanizmów rządzących człowiekiem, skłonnego do zakochiwania się i człowieka,
który musi w coś wierzyć, by przeżyć.
A sam Bóg? Wpajano nam na lekcjach religii, że jest
dobrotliwym dziadkiem (fizjonomię teolodzy bezczelnie ukradli greckiemu
Zeusowi, bo przecież biblijny Jahwe nie ukazywał się pod ludzką postacią). Dawkins
przypomina czytelnikom jaki jest naprawdę starotestamentowy Bóg: zawistny,
okrutny i małostkowy. Ludzie mają skłonność do mitologizacji i wyolbrzymiania,
bo chociaż Biblia jest książką o największym światowym nakładzie, to tak
naprawdę – ile osób przeczytało ją w całości? Ile tych wierzących wyszło poza
pierwsze zdania z Księgi Rodzaju o powstaniu świata?
Zresztą samo już powstanie świata, który według Biblii ma
kilka tysięcy lat, jest wodą na młyn zwolenników teorii kreacjonizmu. Strach
się bać, że są na tym świecie ludzie wierzący, że świat powstał w siedem dni.
Gorzej, kiedy zwolennicy kreacjonizmu dążą do tego, by ich teoria była jedyną
wykładnią powstania świata, odrzucają teorię ewolucji Darwina i chcą, by dzieci
uwsteczniały się nauką biblijnych mitów. Dawkins jest zagorzałym darwinistą,
pisze z naukowego punktu widzenia dlaczego nie może istnieć Istota Najwyższa i
przypomina, jak faktycznie powstawał świat. Pisze wprost: „Celem mojej książki
jest obrona (...) opinii: jakakolwiek twórcza inteligencja, wystarczająco
złożona, by cokolwiek zaprojektować, może powstać wyłącznie
jako produkt końcowy rozbudowanego procesu stopniowej ewolucji.” Nie zniża się do obrażania czy wyśmiewania
Boga. Krok po kroku wyjaśnia swe rozumowanie, przeciwstawia naukę religii.
Pisze o doborze naturalnym jako filarze świadomości, o tym, że idea Wielkiego
Projektanta nijak ma się do stopniowej ewolucji życia na naszej planecie.
Jakoby to religia wskazuje nam normy moralne, według których
mamy postępować etycznie. Ale czy to znaczy, że ateiści to chodzący psychopaci,
złodzieje i cudzołożnicy? Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie – ktoś, kto nie
wierzy, tym usilniej stara się postępować tak, aby nie skrzywdzić bliźniego.
Między innymi dlatego żeby do łatki ateisty nie dopięto mu kolejnej –
człowieka niemoralnego. Czynienie dobra nie ogranicza się tylko do osób
religijnych. Normy społeczne i współżycia z innymi ludźmi niejako wymuszają na
nas takie postępowanie, by nie krzywdzić innych. I tylko psychopaci vel
socjopaci mają w głębokim poważaniu emocja i uczucia czy to najbliższych, czy
też zupełnie obcych ludzi. Ludzie normalni – czy to wierzący, czy nie – starają
się żyć tak, aby nie krzywdzić innych. Przynajmniej tak sądzę.
Na koniec Dawkins rozprawia się również z Wielkim
Beethovenowskim Oszustwem, na które dała na przykład się nabrać Katarzyna
Grochola, umieszczając w jednej z książek o Judycie, ulubioną historię
antyaborcjonistów o tym, jak wyrodna matka mogłaby łatwo zabić utalentowane
dziecko. Po szczegóły odsyłam do Dawkinsa. Albo do jakiejkolwiek biografii Beethovena.
Biję się w piersi – książkę Dawkinsa czytałam z górą rok
temu. W notatkach wypisałam kilka cytatów i myśli cytowanych przez autora.
Wiele o tym myślałam. To, co wynotowałam trąciłoby teraz tanim populizmem
oderwanym od kontekstu. Nie mam zamiaru ani nikogo obrażać, ani nikogo
uświadamiać. Mnie teorie Richarda Dawkinsa przypadły do gustu i przekonały. I
tyle ze mnie.
Moja ocena: 5.5
Moja ocena: 5.5
To ciekawa książka chociaż zacietrzewienie autora graniczy nieco z zapałem religijnym.
OdpowiedzUsuńReligia (bóg) a moralność. Dawkins nie widzi tu żadnego związku. Też tak uwazałem aż tu nagle przeczytałem ciekawą opinię - moralność , ktora nie wywodzi się z sił nadprzyrodzonych jest zupełnie bez sensu i przeczy logice teorii ewolucji.
Jednak oddaję Dawkinsowi sprawiedliwość w jednym punkcie - jest uczciwy. Końcowe rozważanie książki dotyczy zagadnienia dlaczego przez tysiace lat nie powstało znaczące świeckie społeczeństwo. Przeciez ono nie poswiecałoby tyle środków i potencjału na bezproduktywny kult a zatem powinno było mieć ogromna przewage ekonomiczną nad społeczeństwami religijnymi i , zgodnie z teroria ewolucji powinno było zdominowac świat. No więc dlaczego taki kierunek się nie wyłonił?? Dawkins próbuje to tłumaczyć jakimis przykładami z życia pszczół, ale według mnie nic z tego nie wynika. Ale dobrze, że nie zamiótł tego pod dywan.
Dlaczego uważasz, że moralność nie wywodząca się z sił nadprzyrodzonych jest bez sensu - w jakim sensie? Nie wierzę w boga, ale to nie znaczy, że biegam po parku i podstawiam nogę starszym paniom.
UsuńJak to się ma do teorii ewolucji?
Dlaczego taki kierunek (świeckie społeczeństwo) jeszcze się nie wyłoniło? Kościół przez wieki skutecznie zastraszał wszystkich piekłem jeśli nie będą posłuszni. Wiara w piekło jest nie do przecenienia. Poza tym ludzie muszą (moim skromnym zdaniem) w coś wierzyć, pragną by ktoś nimi kierował. Stąd przewodnia rola kościoła, kapłanów, imamów i wszelkich osób mających patent na zbawienie. Z drugiej strony - spójrzmy na takie Czechy, najbardziej zeświecczone państwo w Europie. Kościoły stoją puste, księża przyjeżdżają z Polski, coby nawracać braci z południa. Czesi odrzucili boga, ale jakoś nie słyszy się, żeby grzęźli w niemoralności, nietolerancji etc.
Na wszystko przyjdzie czas.
Pozdrawiam i przepraszam, że tak późno odpisałam.