sobota, 3 grudnia 2011

Frank Tallis „Zabić czas”

Frank Tallis napisał antykryminał, który mnie wciągnął niesamowicie. Narratorem jest młody angielski matematyk-doktorant, nie brzmi zbyt obiecująco, prawda? A jednak jest inaczej. Tom Jones wprowadza czytelnika w świat zazdrości naukowej, zazdrości cielesnej, dziwacznych pasji do nigdy nie zbudowanych maszyn i świat męskiej przyjaźni. Bez skrupułów przyznaje się do bycia dziwakiem, odludkiem, człowiekiem wręcz aspołecznym, a już na pewno antyrodzinnym. On nie przepada za ludźmi, a ludzie go po prostu ignorują. Jones ma swój mały światek, który pewnego dnia się rozpada jak domek z kart. I wówczas widzimy jak podły i samoluby może być każdy człowiek. Jak bardzo pozory mogą mylić i jak mało znamy człowieka śpiącego obok w naszym łóżku.
Wydaje się, że wątek kryminalny (naprawdę marginalny) posłużył Tallisowi za pretekst ukazania zaburzeń psychicznych w człowieku, zaburzeń emocji, których zenitem okazała się zbrodnia. Mnie ta książka wciągnęła, wciągnęły opisy zawiści pomiędzy naukowcami, ukazanie ich wielkiego rozdętego ego, które w rzeczywistości ma rozmiary przepiórczego jaja. Inne fragmenty przyprawiły mnie o mdłości, ukazały jak chory i bezsensowny jest świat chorób, na jakie może cierpieć człowiek, zaś fragmenty mające udowodnić ateizm głównego bohatera – rozśmieszyły mnie swoją pozorną logiką. Znam rozmowy spod znaku: „skoro Bóg tak kocha ludzi, to pozwolił na holokaust i inne zbrodnie” i tu Tallis się nie popisał. Jego logika jest nielogiczna. Drugim ale odnośnie książki jest koniec. W porównaniu do reszty książki, jest nieco rozczarowujący.
Moja ocena: 4
* * *
Tallis Frank; Zabić czas;
Muszę przyznać, że nigdy nie interesowałem się znacząco kinem kontynentalnym. Środek wyrazu, którego najważniejszym motywem przewodnim okazuje się zapalanie papierosa, budzi pewne wątpliwości. Podejrzewam, że gdyby wyciąć nader liczne ujęcia, w których papierosy zapala się, gasi albo nonszalancko wrzuca do Sekwany, i złożyć je do kupy, stanowiłyby przeważającą część większości francuskich filmów. W istocie, modny znawca kina kontynentalnego częstokroć nie zdaje sobie sprawy, że film francuski przeciętnie trwa tylko dwadzieścia minut. Pozostała część poświęcona jest tytoniowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz