piątek, 16 grudnia 2011

Joy Fielding „Zabójcze piękno”

Ktoś zabija najpopularniejszą uczennicę w szkole. Ale nie jest to pierwsza ofiara psychopaty. I nie ostatnia. Na małe miasteczko na Florydzie pada strach. To może być każdy: sąsiad, barman, gwiazda szkolnej drużyny futbolowej.
„Zabójcze piękno” jest kolejną typowo babską powieścią Fielding z dreszczykiem. I niestety jedną z gorszych. Owszem, mamy ukazaną całą plejadę postaci, pokazane różne patologie, przesądy i uprzedzenia, ale wszystko to wydaje się być bardzo powierzchowne. Za mało jest dramatyzmu w tym dramacie. Styl pisania i specyfika języka nasuwają podejrzenia co do osoby mordercy i wówczas cała zagadka przestaje być zagadką. Najistotniejsze chyba jest to, że Fielding próbuje opisać upokorzenia nastolatków, którzy ośmielają się odbiegać od schematu: piękność i sportowiec. Wszelki indywidualizm jest w szkole niepożądany, ci popularni wyznaczają kanon zachowania i nie uznają ani geja, ani grubaski, ani nikogo innego, kto nie zachwyca się zakupami i łażeniem po galeriach handlowych, lub nie uprawia sportu. Zrodzona z odrzucenia desperacja może być naprawdę groźna, ale przecież to wiemy. I znamy z setek podobnych książek i filmów.
Moja ocena: 3.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz