
Otóż – nie pokochają. Wściekną się, będą zdumieni, znudzeni, oburzeni, ale na pewno nie pokochają ordynarnego plagiatu spowitego w płaszczyk „inspiracji”. W powieści jest kilka dosłownie zerżniętych bezczelnie z „Dumy i uprzedzenia” fragmentów, co jakoby ma tłumaczyć „doświadczenia osobiste pisarki przełożone na jej prozę”.
Język bohaterów jest na wskroś nowoczesny, nieudolnie tylko stylizowany na mowę dziewiętnastowieczną i zupełnie nie oddaje atmosfery z Austenowskiej „Rozważnej i romantycznej” czy „Emmy”.
Syrie James postanawia poprawić samą Austen i wychodząc z założenia, że zakończenia jej książek są zbyt oschłe, postanowiła „ośmielić” swą bohaterkę do opisania kilku pocałunków. Do nieudolnej kopii doszedł zatem i niby harlequin; niby, bo wiadomo, że Jane umarła jako stara panna. Tajemniczy pan Ashford, domniemany ukochany Jane Austen, niepokojąco przypomina Edwarda z „Rozważnej i romantycznej” i nijak ma się prawdziwej, tajemniczej miłości w życiu pisarki. Prawdopodobnie osoba wikariusza była za mało romantyczna zdaniem pani James. Należało wymyślić kogoś piękniejszego, mądrzejszego, bogatszego.
Zabawa we wplatanie w życie znanych pisarzy fragmentów ich książek jako inspiracji ich dzieł jest zabiegiem ryzykownym i nie uda się, jeśli piszący pomimo zaplecza historycznego i językowego nie posiada odrobiny talentu. Coś co udało się Tomowi Stoppardowi („Zakochany Szekspir”) zupełnie nie wyszło Syrie James. Zamiast czytać „Pamiętniki…”, lepiej sięgnąć po „Dumę i uprzedzenie” lub „Rozważną i romantyczną”. Po co komuś nieudolna podróbka, skoro oryginał jest w zasięgu ręki?
Moja ocena: 1.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz