Małgorzata Warda, Dziewczynka, która widziała zbyt wiele,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, 317 s.

Może jestem uprzedzona do prozy pani Wardy... wciąż nie
potrafię zapomnieć o jej „inspiracji” historią Nataschy K., wciąż to we mnie
siedzi i podgryza.
Z „Dziewczynką, która widziała zbyt wiele” jest podobnie,
też siedzi we mnie i też mnie podgryza. Ten tytuł iście Larssonowski, ta fabuła
tak skomplikowana i naszpikowana miłością braterską i przemocą, że chwilami aż
nieprawdopodobna. To znajdowanie sensacji wręcz na siłę i piętrzenie tajemnic
tylko po to, aby podbechtać najniższe instynkty czytelnika.
Jest tak, jakby pani Warda nie potrafiła poradzić sobie z
własnymi pomysłami, przerastają ją. Szkoda, bo sam tekst pisany jest piękną
polszczyzną, styl nie razi udziwnieniami i lektura jako taka mogłaby być
najczystszą przyjemnością. Emocje mogłyby grać na odczuciach czytelnika,
wzruszać i niepokoić. Ale wszystko to niknie przy tym podgryzaniu, że „coś”
jest nie tak, że skala nieprawdopodobieństwa została przekroczona... Takie są
moje odczucia.
Moja ocena: 4
Szkoda, że jesteś do niej zrażona. Choć i mnie zdarza się nie lubić książek, gdy nie lubię autorów - tyle że wtedy nie sięgam po ich twórczość.
OdpowiedzUsuńMnie się książki Wardy bardzo podobają, bardzo. Tę oceniam 5/6, dlatego, że mistrzowska 6/6 wydaje mi się "Jak oddech" - nie mogłam się oderwać, czytałam przez kilka godzin bez przerwy, aż skończyłam.
Pozdrawiam
Agnieszka