Mariusz Szczygieł, Gottland, Czarne, Wołowiec 2006, 239 s.
Wybór znakomitych reportaży poświęconych Czechom, uwikłanym
w czasy, w jakich przyszło im żyć. Czechosłowacja i Czechy - Gottland - to kraj
horroru, smutku i groteski. „Gottland” Mariusza Szczygła nie ma nic wspólnego
ze stereotypową opowieścią o kraju wesołków, zabijających czas przy piwie.
Zabawa w skojarzenia
Z czym się kojarzy Czechosłowacja? Z Krecikiem, piwem,
knedlikami, jarmiłkami, „śmiesznym” językiem. Może jeszcze ze Szwejkiem,
Hrabalem i „Szpitalem na peryferiach”. Czasami z Praską Wiosną i Janem
Palachem.
To wszystko stereotypy.
Rzeczywistość według Szczygła
Mariusz Szczygieł odrzuca potoczne skojarzenia i opisuje
Czechosłowację jako kraj smutku, goryczy, utrąconych ludzi. Kraj, gdzie Franza
Kafki się nie czytało, potocznie jednak używano powiedzenia „kafkárna”
opisującego specyficzną kafkosko-komunistyczną logikę. Kraj, gdzie przez osiem
lat stał największy pomnik Stalina, zaprojektowany przez Otokara Šveca, który
popełnił samobójstwo w przeddzień odsłonięcia swego „dzieła”. Zwłoki Šveca
znaleziono po kilkudziesięciu dniach; o jego śmierci nikt nie będzie chciał
rozmawiać jeszcze w pół wieku później. Kraj, gdzie Tomáš Bata przekształcił
rodzinny Zlín w pierwsze miasto funkcjonalistyczne, a na murze filcowni
umieścił hasło: NIE CZYTAJCIE ROSYJSKICH POWIEŚCI. Odpowiedź można było znaleźć
na murze gumiarni: ROSYJSKIE POWIEŚCI ZABIJAJĄ RADOŚĆ ŻYCIA. Bata kontrolował
całe życie swoich pracowników. Był niczym Orwellowski Wielki Brat (Orwell
napisał „Rok 1984” w kilkanaście lat później). Kraj, gdzie piosenkarka Marta
Kubišova została zepchnięta w niebyt za jedną piosenkę i gdzie Karel Gott
doczekał się własnego muzeum, tytułowego „Gottlandu”, dokąd ściągają
pielgrzymki wiekowych fanów. Kraj, gdzie w kilkadziesiąt lat po samospaleniu
Palacha, doszło do powtórnego aktu desperacji. I tak dalej i dalej. Kraj,
jakiego nie znamy.
Język „Gottlandu”
Szczygieł pisze sugestywnie i barwnie. Z reporterską
wnikliwością drąży, zadaje niewygodne pytania. Jest przy tym taktowny i
cierpliwy. Stara się być obiektywny, lecz przez karty książki przebija się jego
sentyment do Heleny Vondráčkovej,
do Czechów.
Braki
Zdjęcia
w książce są nieopisane, w sumie nic nie mówią, chociaż są ciekawe. Do którego
tematu? Co mają zilustrować? To wie chyba tylko Szczygieł. No i okładka
przypominająca kadr z czeskiego filmu: nikt nic nie wie. W wydaniu drugim
enigmę zastąpiło zdjęcie pomnika Stalina i jest o wiele lepiej.
Summa
summarum – „Gottland” podobał mi się bardzo. Szczygieł rozprawił się ze
stereotypami, ukazał gorzko-smutną stronę historii naszych południowych
sąsiadów, zdarł z nich zasłonę śmiesznego języka i beztroski, jaką znamy z
filmów i seriali. Ukazał ludzi z krwi i kości, często nadal niewierzących w
zmiany, pełnych strachu przed tym co było, uwikłanych w przeszłość już na
zawsze.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz