wtorek, 7 września 2010

Robert Goddard „Co kryje mrok”

A może Gombrowicz miał takie dobre wejście bo Robert Goddard zupełnie mnie już rozczarował? Przeczytałam jego „Co kryje mrok”, będący swoistym nawiązaniem do „Bez śladu”, ale… jeśli „Bez śladu” była majstersztykiem, to „…mrok” jest gniotem. Całość zagadki opiera się na istocie wyższych wymiarów, które nijak nie są wytłumaczone, co ciekawe – matematyczny geniusz wierzy, iż znajomy iluzjonista (prestidigitator) odkrył zagadkę owych wyższych wymiarów. Główny bohater idzie za ciosem przeznaczenia i niczym pies gończy tropi zagadkę śpiączki swego syna, odnalezionego po latach. Powieść szybko zamienia się w tendencyjny i mało ambitny dreszczowiec z cyklu: „zabili go i uciekł”. Nuda, nuda, nuda…
Sam koniec powieści, nie wiem czy dzięki autorowi, czy dzięki tłumaczowi, sprawia jednak, że czytelnik musi uwierzyć w wyższe wymiary, kiedy
*SPOILER, SPOILER*
Siedem tygodni ciąży zmienia się nagle w… siedem miesięcy. Kogoś poniosła fantazja…
Moja ocena: 3

1 komentarz:

  1. Dzięki tłumaczowi. W oryginale jest:

    "I'm seven weeks pregnant."
    "Seven weeks? You mean..."

    OdpowiedzUsuń