poniedziałek, 6 września 2010

Mary Higgins Clark „Na ulicy gdzie mieszkasz”, „Przyjdź i mnie zabij”, „Zatańcz z mordercą”, „Pusta kołyska”

Nadal zamiast czytać coś konstruktywnego, siedziałam nad Higgins Clark. Jestem wściekła na samą siebie. Ale skoro przeczytałam, to opisuję.

„Na ulicy gdzie mieszkasz” – Emily Graham kupuje dom swoich przodków i postanawia rozwiązać zbrodnie sprzed ponad stu lat, kiedy to w uroczym miasteczku Spring Lake, w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku zostały zamordowane trzy młode kobiety. Co ciekawe, ktoś postanowił odwzorować te zbrodnie po upływie wieku, wierząc w to, iż jest reinkarnacją mordercy. Do tego mamy kilka wątków pobocznych, które czytelnika mają zmylić. Im dłuższa jest lektura, tym robi się bardziej przewidywalnie. Ale przynajmniej tym razem pani Clark nie funduje nam zakończenia pełnego ognia, wody czy wiatru. 
Moja ocena: 4


* * *

„Przyjdź i mnie zabij” to z kolei opowieść o Molly Lasch, która najpierw odsiedziała swoje za zabicie męża w afekcie, a która po wyjściu na warunkowe chce poznać prawdę. Clark w tej opowieści niemal zahacza o thriller medyczny, jednocześnie obnaża niedostatki amerykańskiej służby zdrowia. Szczerze przyznam, że jest to jedna z niewielu powieści pani Clark, gdzie mordercy domyśliłam się na szarym końcu. Rozwiązanie nieco przypomina to z „Milczącego świadka”, ale można to przełknąć.
Moja ocena: 4.5



* * *

„Zatańcz z mordercą” – Clark pisze tym razem o seryjnym mordercy, socjopacie. Od początku wiemy, kto będzie jego ostatnią ofiarą (a co za tym idzie, kto z hukiem się uratuje). Do wyboru mamy kilku mężczyzn zamieszczających ogłoszenia towarzyskie. Co jeden to gorszy i mniej sympatyczny. Z drobnym wyjątkiem… Niby wszystko fajnie i gładko, ale jakoś do mnie nie przemawia ślizganie się po powierzchni tematu. Namnożenie kłamstw i wymysłów mordercy nijak nie jest wytłumaczone, nie można zrozumieć powodów dlaczego kłamał i zabijał, dlaczego nie popełnił błędu przez poprzednie lata, a potem nagle zaczyna popełniać ich mnóstwo, w większości bezsensownych. Takie sobie.
Moja ocena:


* * *

„Pusta kołyska” – tu od początku wiemy kto jest mordercą. Po pierwszej zbrodni, zaczyna się istna hekatomba mordowania. Facet wciąż wierzy, że mu się uda, że kolejna ofiara zakończy ciąg zbrodni. Ale zawsze ktoś wchodzi mordercy w paradę i nie ma zmiłuj – wiadomo, że zginie w przeciągu kilkunastu kartek. Zbrodnie są tylko skutkiem Wielkiego Eksperymentu przeprowadzanego przez mordercę. Wiele jest wzmianek o jego badaniach, o jego pacjentach, o teczkach tychże pacjentek, ale na koniec i tak nie dostajemy nawet marnego wycinka wiadomości o tym, co uczynił przez dziesiątki lat. Clark znowu bezpiecznie ślizga się po powierzchni.
Moja ocena:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz