wtorek, 7 września 2010

Olga Tokarczuk „E. E.”

Czytałam recenzję „E. E.” i aż mnie zatchnęło… sam skrót jakoby się kojarzy z… „E. T.”. Strasznie głupia jestem, bo mnie się jakoś nie skojarzył. Nie mam też na tyle wiedzy aby rozprawiać o tym do czego nawiązała Tokarczuk w opowieści o Ernie Eltzner. Zatem jak zwykle napiszę kilka słów od siebie, porównania i analogie pozostawiając znawcom i jajogłowym.
„E. E.” to opowieść o początku wieku XX, o zmianach w postrzeganiu świata, o narodzinach psychoanalizy i ujarzmianiu histerii dorastających dziewcząt za pomocą seansów spirytystycznych. Tokarczuk ma dar pisania i snucia opowieści bez odnoszenia się do różnych gierek i intelektualnych sztuczek, aby zaciekawić czytelnika.
W prozie Tokarczuk liczy się istota ludzka, jej przeżycia, kondycja psychiczna i fizyczna. W świecie zdominowanym przez pragnienie opisywania seksu, zbrodni i polityki, skupienie się na człowieku jest miłą odmianą.
Moja ocena: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz