wtorek, 25 lutego 2014

Bohumil Hrabal „Auteczko”

Bohumil Hrabal, Auteczko, Znak, Kraków 2009, 104 s.

W swoim domku w Kersku pod Pragą Hrabal zajmował się pisaniem i ukochanymi kotami, wśród których ulubienicą była rudo-biała Auteczko. Kiedy jednak koty nadmiernie się rozmnożyły, zabrakło mu czasu na pracę i sen, stracił spokój ducha prześladowany świadomością, że część z nich musi umrzeć i że musi je zabić właśnie on, który je kochał. Udręczony, za odkupienie swojej winy uznał dopiero wypadek samochodowy, z którego cudem uszedł z życiem.

„Auteczkiem” Hrabal mnie dobił. Literacko ten esej jest piękny. Ale treść jest ohydna! Na sto cztery strony, dziewięćdziesiąt dziewięć powalanych jest krwią kotów, cieląt, świń i innych zwierząt.
W tej balladzie nie ma nic pogodnego, może tylko sielskość otoczenia, które stało się jednocześnie miejscem kaźni z konieczności. Hrabal ze szczegółami opisuje wszystkie swe egzekucje, zakrwawiony worek, siekierę. Owszem, boleje nad tym, że musi pozbawiać życia ukochane zwierzęta, ale jednocześnie czyni to w sposób okrutny, drastyczny. Przypomina w tym bezmyślnego małorolnego z wieków ciemnych, który widzi w zwierzętach tylko siłę pociągową lub mięso. Kochać i zabijać waląc siekierą w łeb? Do mnie nie przemawia taka wersja „kochania”. Zabijać ciężarną kotkę, jakoby ukochaną? Gdzie tu kochanie? Gdzie choćby okruch humanitaryzmu?
Ktoś powie, że jestem przewrażliwiona, że przesadzam. Niech mówi! Zdania nie zmienię! Hrabal pisał to w połowie lat osiemdziesiątych. Nie chciał topić, trzeba było wieźć do weterynarza na uśpienie. A nie – worek i siekiera, cholera, jak Raskolnikow niemalże. Seryjny morderca.
Że potem żałował? Że czuł się winny? Że odkupił się wypadkiem samochodowym? Cóż, on ten wypadek przeżył, cudem czy nie. Jego „ukochane” koty nie przeżyły. I tyle w kwestii odkupienia win.
Hrabal od zawsze miał ciągoty do opisywania okrucieństwa człowieka względem zwierząt. Płakałam czytając „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, płakałam czytając „Auteczko”. Może i miała to być książka katarktyczna, ale pomimo upływu czasu, jaki minął od lektury, wciąż nie mogę zapomnieć całej tej ohydy w niej zawartej. Nie mogę zapomnieć o krwi. 
Tak na marginesie: koty pętały się mi pod nogami odkąd skończyłam dwanaście lat. Uczyłam się ich, popełniałam błędy, kilka kotów umarło mi na rękach. Ktoś mógłby to nawet nazwać morderstwem, mało różniącym się od tego, co robił Hrabal. Nie było krwi. Była strzykawka. Od najgorszej chwili w moim życiu minęło osiemnaście lat. I wciąż wracają do mnie tamte chwile. Ja nie miałam wyboru. Hrabal, z tym swoim sielskim domkiem miał. Wybrał źle. I tyle w kwestii „Auteczka”.
Nie polecam ludziom wrażliwym.
Moja ocena: 1.5 (1 za styl, który niestety jest literacko bez zarzutu. 0.5 za pięć stron nie powalanych krwią zwierząt)

2 komentarze:

  1. Oj...Hrabala pokochałam za "Zbyt głośną samotność", ale te książkę chyba odpuszczę... :/

    OdpowiedzUsuń