wtorek, 18 lutego 2014

Tess Gerritsen „Klub Mefista”

Tess Gerritsen, Klub Mefista, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2012, 400 s.

Napisane krwią po łacinie słowo "Zgrzeszyłam" w miejscu okrutnego zabójstwa młodej kobiety, której odcięto głowę, to w Wigilię Bożego Narodzenia ponure motto dla detektyw Jane Rizzoli. Co łączyło ofiarę z psychiatrą, Joyce O'Donnell, członkinią elitarnej Fundacji Mefista, powstałej w początkach XX wieku? W ekskluzywnej rezydencji na Beacon Hill, należącej do historyka Anthony'ego Sansone'a, członkowie fundacji zajmują się analizą zła, poszukując jego przyczyn i sprawców. Czy zło ma fizyczną postać? Czy szatan wraz ze swoimi demonami naprawdę żyje pośród nas?

Tess Gerritsen zboczyła ze ścieżki thrillera na dróżkę horroru. Chociaż w „Klubie Mefista” trupów nie brakuje i krew leje się wiadrami, to z czasem coraz więcej w niej grozy, demonów i odniesień do starożytnych mitów niż badania miejsc zbrodni i zwłok. Rozumiem, że pani Gerritsen chciała dać sobie odpocząć od thrillera medycznego, ale mariaż antropologii z „Księgą Enocha” mnie osobiście nie przypadł do gustu. Co gorsza, sposób pisania i narracji skupia się tak bardzo na dywagacjach o istocie zła na przestrzeni historii świata, że zbrodnie schodzą na drugi plan i dość szybko można się zorientować kim jest morderca.
Książkę czyta się szybko, ale sama akcja nie bardzo przypadła mi do gustu. Tajemnicze organizacje, tajemniczy bogacze i satanizm – to nie dla mnie. Zbyt duża doza nieprawdopodobieństwa, zbyt sensacyjne podejście do tematu. Stanowczo wolę thrillery z bardziej skomplikowaną i mniej przegadaną fabułą.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz