piątek, 7 lutego 2014

Caroline Graham „Śmierć pustego człowieka”

Caroline Graham, Śmierć pustego człowieka, Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, Gdańsk 2006, 277 s.

Amatorski teatr w Causton przygotowuje się do wystawienia „Amadeusza”. Atmosfera w teatrze staje się coraz bardziej napięta... Wiele nerwowości wprowadza apodyktyczne zachowanie reżysera, Harolda Winstanleya, oraz złośliwość odtwórcy roli Salieriego - Esslyna Carmichaela. Tuż przed premierą Esslyn dowiaduje się o zdradzie swej młodziutkiej żony z innym członkiem zespołu, co powoduje, że w trakcie przedstawienia zaczyna zachowywać się, jakby oszalał.

Jest coś fascynującego w małych angielskich miasteczkach. A kiedy dodamy do tego zbrodnię, to już nie ma więcej czego chcieć. Swego czasu byłam na tyle do przodu, że posiadałam kablówkę i na Hallmarku oglądałam (namiętnie) „Morderstwa w Midsomer”. Inspektor Barnaby i jego pomocnik – detektyw sierżant Troy stanowili niemalże sielankowy obrazek swojskich policjantów, którzy z jednej strony są niczym psy gończe, a z drugiej – starają się zrozumieć poczynania ludzi.
Film sobie, książki pani Graham sobie. Trudno nawet je porównać. „Śmierć pustego człowieka” w dużej mierze jest powieścią obyczajową, zbrodnie zepchnięto na dalszy plan, co nie znaczy, że nie są ważne. Graham skupiła się na psychice bohaterów i oddaniu klimatu angielskiej prowincji. To było przyjemne. Ale sierżant Troy w porównaniu do swego filmowego odpowiednika jest o wiele mniej sympatyczny. Taki przebojowy samiec. I to już przyjemne nie było.
Jeśli ktoś szukał kryminału i tylko kryminału – rozczaruje się. Jeśli jednak chciał specyfiki mikrokosmosu zamkniętego środowiska wraz z jego namiętnościami, zawiścią i niespełnionymi marzeniami – powinien być zadowolony.
Moja ocena: 3.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz