Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia. Życie z korespondentem
wojennym, Znak, Kraków 2013, 208 s.
Grażyna musi poddać się terapii. Leczy się w klinice ze
stresu bojowego. Nie była na wojnie. Nie jest żołnierzem. Jest tylko żoną
korespondenta wojennego.
Książka odsłania wszystkie obsesje dręczące Grażynę Jagielską. Ciągłe oczekiwanie na telefon informujący o śmierci męża. Wstrząsający widok jego przedziurawionego pociskiem plecaka. Ta boleśnie prawdziwa opowieść, o której trudno zapomnieć, nie ma odpowiednika w literaturze. Czy można leczyć się ze stresu bojowego jak żołnierze wracający z wojskowych misji, jeśli nie wyjeżdżało się na wojnę?
Książka odsłania wszystkie obsesje dręczące Grażynę Jagielską. Ciągłe oczekiwanie na telefon informujący o śmierci męża. Wstrząsający widok jego przedziurawionego pociskiem plecaka. Ta boleśnie prawdziwa opowieść, o której trudno zapomnieć, nie ma odpowiednika w literaturze. Czy można leczyć się ze stresu bojowego jak żołnierze wracający z wojskowych misji, jeśli nie wyjeżdżało się na wojnę?
Bardzo osobista, bardzo intymna opowieść o miłości, obsesji,
tęsknocie i wojnach. Dokładnie pięćdziesięciu trzech wojnach, na których
Wojciech Jagielski był korespondentem.
„Miłość z kamienia” pisana była z dystansu, kiedy już Wojciech
Jagielski przestał wyjeżdżać, a mimo to wspomnienia jego żony kipią od emocji,
lęku i rozpaczy. Pobyt w klinice to skutek lat spędzonych w niepewności o to,
czy małżeństwo Jagielskich czeka jeszcze jakieś jutro, to strach na dźwięk
dzwonka telefonu, który oznaczać może jedną z najgorszych wiadomości, to miłość
i wspólne pasje, które wymknęły się spod kontroli. Życie u boku korespondenta wojennego
było dla pani Grażyny huśtawką emocjonalną. Po każdym powrocie z wojny
zaczynało się oczekiwanie na kolejny wyjazd, na kolejny stres. Chwilami
Wojciech Jagielski jawi się we wspomnieniach żony niczym wieczny chłopiec żądny
oglądania wojenki z bliska, egoista żywiący się adrenaliną. A jednak, jak sam
przyznał w jednym z wywiadów, w „Miłości z kamienia” został potraktowany
litościwie.
Pisanie tej książki miało być dla Grażyny Jagielskiej formą
terapii. Do tej pory jednak pozostał w niej strach o męża. Pozostała też w niej
wielka miłość, która przebija z każdego zdania dotyczącego ich małżeństwa. Nie
ma tu lukru ani czułych słówek, pani Jagielska wspomina kłótnie i wzajemne
żale, nie boi się pisać o złych chwilach. Pięknie pisze o ich wspólnych zainteresowaniach,
pierwszych wyjazdach i złudzeniu, że wciąż są nomadami, mimo że pojawiły się
dzieci i zwierzęta. Niezwykle emocjonalne są fragmenty dotyczące chwil załamań,
kiedy siadała w kuchni na podłodze i po prostu nieruchomiała, niezdolna do
jakichkolwiek czynów. Towarzyszyła jej tylko obsesyjna myśl o śmierci męża,
śmierci świata jaki zna i kocha. Są momenty kiedy starała się zrozumieć wojenną
pasję męża, ten jego pociąg do dramatyzmu i losów niewinnych ofiar.
Towarzyszyła mu na trzech wojnach, podczas tych wypraw Wojciech Jagielski
zajmował się głównie zapewnianiem żonie bezpieczeństwa. Dbał o nią i się bał.
Wielka to musi być miłość, skoro zdecydował dla niej (i dzieci) na zakończenie
„przygody” z wojną.
Są w „Miłości z kamienia” i fragmenty, które mają rozładować
napięcie wywołane wspomnieniami. Autorka skupia się wówczas na postaci Lucjana
i jego chorobie. Jakby starała się w ten sposób nabrać dystansu do samej
siebie, do własnych obsesji.
Jedna z najlepszych książek o miłości i strachu. Grażyna Jagielska
dokonała dosłownie wiwisekcji swego małżeństwa. Ujęła to w piękny, literacki
styl, daleki od kiczowatych wywiadów, jakimi raczą nas kolorowe pisemka.
Polecam.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz