niedziela, 4 maja 2014

Keith Richards „Życie”

Keith Richard, Życie, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2012, 568 s.

Keith Richards, charyzmatyczny gitarzysta The Rolling Stones, opowiada o drodze, jaką przeszedł z ubogiego podlondyńskiego Dartford na szczyt światowego showbiznesu, stając się ikoną muzyki rockowej. Przez cztery dekady zachowywał się jak prawdziwy rockman – mówił i robił co chciał, nie stronił od kobiet i niszczących nałogów. Mimo to osiągnął niebywały sukces. Wspólnie z członkami zespołu Richards stworzył riffy, teksty i muzykę do piosenek, które podbiły świat. W końcu sam zdecydował się przedstawić historię swojego życia w oku cyklonu – bezpretensjonalnie, szczerze i na luzie. Ach, co to było za życie!

Muzyka była w moim domu od zawsze. I tak samo od zawsze wiedziałam o istnieniu Rolling Stonesów, ale zaczęłam ich słuchać dość późno, mając osiemnaście, dziewiętnaście lat. Od tamtej pory Mick Jagger, Keith Richards i spółka towarzyszą mi nieprzerwanie. W 2012 roku minęło pięćdziesiąt lat, od kiedy Stonesi grają, w przyszłym roku minie kolejne pięćdziesiąt odkąd istnieje „Satisfaction” – jedna z najbardziej rozpoznawalnych piosenek, utwór wciąż grany nie tylko przez Stonesów, ale i nagrywany przez innych artystów, od Arethy Franklin po Britney Spears. W swojej autobiografii Richards pisze, że „Satisfaction” napisał przez sen. Na taśmie małego magnetofonu uwiecznił szkielet piosenki i kilkadziesiąt minut chrapania. Szkoda, że nie zachował nagrania, teraz byłoby warte fortunę.
Keith Richards wychował się w podlondyńskim Dartford i chociaż większość swego życia spędził poza Wielką Brytanią (podatki), do tej pory zachował charakterystyczny akcent i sposób mówienia. W opowieści o swoim życiu przełożyło się to na sposób pisania. Niestety specyfice języka Richardsa nie podołała tłumaczka na polski i chociaż bardzo się starała, miejscami przekład jest bardziej drewniany niż gitary, na których gra Richards. W oryginale brzmi to o wiele lepiej i... prawdziwiej.
Jedno jest pewne: Richards kochał i kocha muzykę. Większość jego opowieści to wspomnienia na temat legendarnych muzyków, historii The Rolling Stones, epizodu z The X-pensive Winos i ciągłe poszukiwania nowych riffów i brzmienia. Te ostatnie powinni wziąć sobie do serca poczatkujący muzycy, którzy uważają, że zgrabna piosenka to sposób na rock’n’roll.
Jeśli ktoś liczy na pikantne szczegóły erotyczne, to się natnie. Gitarzysta Stonesów jest dyskretny, nigdy nie pretendował do miana playboya pozostawiając tę etykietkę Jaggerowi. Czasami pojawiają się (oczywiście za sprawą Jaggera) sławne osobistości. Za tymi przyjaciółmi z wyższych sfer Richards nie przepadał i dał temu wyraz opisując incydent z nadętym Trumanem Capote’em. Za to ze szczegółami możemy poznać narkotykowe rajdy do Maroka, odjazdy na kokainie i innych używkach, które gitarzysta wcinał zamiast pomidorów i które napędzały go tak, że spał po kilka godzin na tydzień. W końcu też poznajemy jego wersję dotyczącą konfliktu z Jaggerem, konfliktu, który w latach osiemdziesiątych prawie doprowadził do rozpadu zespołu. Jest też szczęśliwe zakończenie, bo muzycy w końcu zdołali się porozumieć i chociaż różnią się od siebie jak dzień od nocy, nadal stanowią fantastyczny duet i siłę napędową Stonesów. Obaj mają po siedemdziesiąt lat, a na scenie nadal zachowują się tak, że zawstydziliby sezonowych gwiazdorów.
Z całej opowieści Richardsa przebija wielka miłość do muzyki, rodziny i życia. Ten facet wydaje się być niezniszczalny. Raz i drugi przebił sobie płuco, przy czym dubel wyszedł dopiero podczas badań przed trasą, kiedy żebra się już mu zrosły, zleciał z drzewa, które później tabloidy przerobiły na palmę i rozwalił sobie czaszkę. Dzień później uderzył się na łodzi i tylko dzięki temu trafił do szpitala. Znajdziemy też w „Życiu” wspomnienia o ulubionych książkach, ulubionych kompozytorach czy ulubionym jedzeniu. Jest nawet autorski przepis na kiełbaski z purée, choć już sam początek, gdzie Richards radzi gotować ziemniaki z octem, cebulą i solą sprawił, że zrezygnowałam z jego wypróbowania. Prawdopodobnie trzeba być Anglikiem, żeby zjeść ziemniaki z octem bez krzywienia się, tak jak trzeba być Belgiem, żeby jeść frytki z majonezem i nie zwymiotować. Są opowieści o ulubionych zwierzakach, w tym psie uratowanym od moskiewskiej biedy. Są również ciekawostki o powstawaniu największych przebojów – „Jumpin’ Jack Flash” czy „Angie”.
Życie miał w każdym razie Keith Richards rock’n’rollowe, ciekawe i niebanalne. Teraz jest przykładnym ojcem (może i dziadkiem), ale duch rock’n’rolla wciąż go napędza i sprawia, że gość nie myśli o emeryturze, może tylko nieco wyhamował, ale nadal grają. I oby grali jak najdłużej, co ciekawe za trzy tygodnie Stonesi rozpoczynają trasę po Europie. Będzie się działo!
A autobiografię polecam, mimo jej ewidentnych braków translatorskich.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz