poniedziałek, 19 maja 2014

Laurence Rees „Auschwitz. Naziści i «ostateczne rozwiązanie»”

Laurence Rees, Auschwitz. Naziści i „ostateczne rozwiązanie”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, 247 s.

Rees umieszcza historię obozu oświęcimskiego w szerszym kontekście historii Holokaustu. Jego zdaniem KL Auschwitz nie był w hitlerowskim państwie instytucją wyjątkową, ale ważnym elementem organizacji, której celem było „ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej”. Autor analizuje psychikę i rozumowanie kluczowych postaci hitlerowskiego reżimu, ujawnia nieznane dotąd, wstrząsające fakty z obozowego życia. Wykorzystuje ponadto dokumenty z otwartych niedawno archiwów rosyjskich, które kwestionują wiele obowiązujących powszechnie opinii.
Wstęp do książki napisał prof. Władysław Bartoszewski.

Laurence Rees nie jest co prawda historykiem, ale od dwudziestu kilku lat żywo interesuje się historią II wojny światowej. Zaczęło się od produkcji filmów dokumentalnych dla BBC, a swoistą kontynuacją stały się książki o tematyce nazistowskiej. „Auschwitz. Naziści i «ostateczne rozwiązanie»” to owoc, jak przyznaje sam Rees, piętnastu lat pracy i zajmowania się historią nazizmu. W odróżnieniu od większości autorów podobnych monografii, Rees nie poszukiwał wiadomości wyłącznie w archiwach i bibliotekach. Jako człowiek związany z filmami dokumentalnymi postawił na osobiste spotkania z ludźmi, wynikiem tego jest przeprowadzenie około stu wywiadów z hitlerowskimi zbrodniarzami i byłymi więźniami obozu. Ponadto wykorzystał kilkaset wywiadów przeprowadzonych wcześniej, przy okazji tworzenia programów o Trzeciej Rzeszy.
Rees pisze nie tylko o początkach obozu, ale w ogóle o tym, w jakich okolicznościach hitlerowcy zdecydowali się na całkowitą eksterminację jednego z narodów. Pisze też o antysemityzmie w krajach, które po II wojnie światowej znalazły się bezpośrednio pod rządami Związku Radzieckiego. Polityka nazistów polegająca na obarczeniu Żydów winą za klęskę Niemiec w I wojnie światowej przyniosła długofalowe skutki, które widoczne są do dziś. Przed II wojną światową mieszkańcy miast Polski, Słowacji, Litwy czy Ukrainy żyli mniej lub bardziej zgodnie pomimo tego, że dzieliła ich narodowość czy wiara. Prowadzona intensywnie przez hitlerowców polityka antysemityzmu doprowadziła do nieodwracalnych zmian i postrzegania Żydów jako sprawców nieszczęść nie tylko Niemiec, ale właściwie całej Europy.
Historia Auschwitz to nie tylko historia przemocy. Jest to również lekcja wiadomości o zachowaniu ludzi. I nie chodzi tu bynajmniej o hitlerowców, którzy od lat usprawiedliwiają się, że po prostu wykonywali rozkazy. Istotne są słowa byłych więźniów, którzy w trakcie walki o przetrwanie w dramatycznych warunkach zrozumieli, że nikt nie zna samego siebie. Ekstremalne warunki doprowadzają do ekstremalnych zachowań, odczłowieczenia osób, które wcześniej uważały się za kulturalne, tolerancyjne i dobre.
Komendantem Auschwitz od początku był Rudolf Höss. Jego mentalność została ukształtowana podczas pełnienia służby strażnika w obozie koncentracyjnym w Dachau. Tam właśnie przekonał się o dobroczynnych skutkach pracy, do tego stopnia, że przejął używane w bawarskim lagrze hasło, które kazał umieścić na bramie wjazdowej do Auschwitz, (nie)sławne: Arbeit mach frei. W czasie, gdy wiosną 1940 roku tworzono obóz, przywódcy nazistowscy rozważali różne sposoby pozbycia się Żydów z okupowanych terenów. Jednym z nich był pomysł, aby wysłać miliony ludzi „na zsyłkę” do Afryki, a konkretniej – na Madagaskar. Dziś wydaje się to zamysłem wręcz niedorzecznym, ale w roku 1940 zastanawiano się nad tym zupełnie poważnie.
Decyzja o rozbudowie, a dokładniej – o budowie kolejnego obozu, tym razem w Birkenau została podjęta we wrześniu 1941 roku. Tak przynajmniej zdołał ustalić Rees, bowiem do tej pory sądzono, stało się to pół roku wcześniej. Wiele jest niejasności związanych z funkcjonowaniem Auschwitz. Wystarczy przypomnieć, że przez lata sądzono, że śmierć tam poniosło około czterech milionów ludzi. Nowsze badania zmniejszyły tę liczbę do 1.3 miliona. Jest to jednak wciąż niewyobrażalnie dużo istnień ludzkich, których ostatnim przystankiem w życiu były komory gazowe i krematoria Auschwitz. W większości nie zostali oni objęci ewidencją, mordowano ich zaraz po przybyciu. Komory gazowe miały nie tylko przyspieszać mordowanie, ale również minimalizować skutki urazów psychicznych żołnierzy hitlerowskich. Zabijanie setek ludzi na wschodzie przez Einsatzgruppen i patrzenie swoim ofiarom: mężczyznom, kobietom i dzieciom w oczy doprowadzało do załamań nerwowych i tego, że żołnierze nie potrafili już tego znieść. Rees dotarł do jednego z byłych strażników obozu, Oskara Groeninga, którego opowieści są równie przerażające, co bezduszne. Istotne jest jednak to, że sam Groening postanowił pod koniec swego życia opowiedzieć o swojej służbie, bowiem spotkał się z opiniami, że w Oświęcimiu wcale nie uśmiercano masowo ludzi. Nie chodziło mu o wyrzuty sumienia, bo do takowych się nie poczuwał. Chciał jedynie przekazać osobom kwestionującym Holocaust, że to nie pomyłka. Powiedział: „Chciałbym, żebyście mi uwierzyli. Widziałem komory gazowe. Widziałem krematorium. Widziałem stosy, na których płonęły ciała. Byłem na rampie w czasie selekcji. Chciałbym, żebyście uwierzyli, że te zbrodnie naprawdę popełniono, ja tam byłem.”
W swej książce Rees podejmuje tematy, które zazwyczaj są marginalizowane, jak chociażby ten związany z istnieniem obozowego domu publicznego i jego funkcjonowania. Ludzie odwiedzający Auschwitz i robiący pamiątkowe zdjęcia bramy i okazałego budynku na lewo od wejścia, rzadko kiedy zdają sobie sprawę, że właśnie tam założono latem 1943 roku burdel. Kwestią drażliwą jest postawa więźniów korzystających z erotycznych usług kobiet. Odczłowieczenie obozowe sprawiło, że większość z nich nie przejmowała się moralnym aspektem. Pomija się również milczeniem czyny „wyzwolicieli” obozu, żołnierzy Armii Czerwonej. Kobiety, które tak wiele przeszły w obozach koncentracyjnych, były potem gwałcone przez ludzi, którzy w teorii przyszli je oswobodzić. O setkach tysięcy gwałtów dokonanych na byłych więźniarkach milczą opracowania dotyczące zwycięskiego marszu Rosjan na Berlin. Tymczasem działo się tak, że kobiety trafiały z jednego piekła do drugiego.
Rees pisze również o obozach śmierci: Bełżcu, Sobiborze i Treblince. Ich rozmiary były zaskakująco małe, a zamordowano tam ogółem ponad milion osób. W Bełżcu pełniło służbę zaledwie dwudziestu Niemców, przy uśmiercaniu przybyłych pracowali wyselekcjonowani Żydzi, a o zabezpieczenie obozu dbało stu ukraińskich strażników. Ponownie chodziło o to, aby Niemcom jak najbardziej oszczędzić urazów psychicznych związanych z masowymi mordami.
Wywiady i wypowiedzi zbrodniarzy, ofiar czy postronnych świadków składają się na opowieść przerażającą, na świadectwo tego, jak bardzo ludzie są nieprzewidywalni. Rees ukazał również, że w kwestie związane z „ostatecznym rozwiązaniem” nie ograniczały się tylko do Niemiec, ale do wszystkich terytoriów, na które wkroczyli naziści. Przedstawia on zachowania rządów Francji, Węgier czy Danii. Żaden Żyd w Europie nie mógł się czuć bezpiecznie. A koniec II wojny światowej wcale nie oznaczał końca cierpienia. Ludzie się zmienili, niestety na gorsze.
Monografia Reesa to ważna lekcja, nie tylko historii, ale i psychologii. Polecam.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz