poniedziałek, 24 lutego 2014

Tess Gerritsen „Dolina umarłych”

Tess Gerritsen, Dolina umarłych, Albatros A. Kuryłowicz, Warszawa 2011, 400 s.

Coś przerażającego wydarzyło się w opuszczonej przez ludzi wiosce Królestwo Boże ukrytej w przysypanej śniegiem dolinie w stanie Wyoming. Jej mieszkańcy dosłownie rozpłynęli się w powietrzu, porzucając domy i samochody – dwanaście identycznych domostw i nietknięte posiłki na stołach. Doktor Maura Isles, jadąca ze znajomymi do Wyoming na konferencję patologów, trafia tu przypadkiem, gdy jej samochód wypada z drogi podczas śnieżycy. I znika bez śladu. Kilka dni później auto z czterema spalonymi ciałami zostaje odnalezione na wiejskiej drodze. Policja uważa, że są wśród nich szczątki Maury. Detektyw Jane Rizzoli nie wierzy w śmierć przyjaciółki, prowadzi własne śledztwo. Czy zniknięcie doktor Isles ma związek z serią zbrodni popełnionych wcześniej w tej samej okolicy?

Po tej książce zdecydowałam się odpocząć od Tess Gerritsen na czas dłuższy. Męczyłam się w czasie czytania, choć powieść nudna nie była. Ale brakowało mi w tej książce ikry. A zapowiadało się ciekawie...
Tajemniczość, odcięcie od świata gdzieś w Stanach Zjednoczonych (czy to nie brzmi nieprawdopodobnie?), zaspy śniegu i opuszczona wioska. Lecz tajemniczość szybko zmienia się w monotonię, brnęłam przez kolejne strony tak, jak bohaterowie brnęli przez góry śniegu, zasypiałam nad ich wędrówkami, miotaniem się po wymarłym Królestwie Bożym i nie bardzo wiedziałam, po co to wszystko.
Samego kryminału jest w „Dolinie umarłych” stanowczo zbyt mało. Doktor Isles przeżywa mrożące krew w żyłach chwile, ale nijak się to ma do jej zdolności zawodowych. Nie tego oczekiwałam. Najpierw ślamazarne tempo, kiedy Gerritsen skupia się na wyprawie Isles ze znajomymi, a potem niemożebne przyspieszenie, natłok bohaterów znanych już z poprzednich części. Poplątane wątki miłosne. Wszystko to sprawia, że sama zbrodnia niknie pod hałdami sensacji i osobistych rozterek bohaterki. Ponadto wystarczy nieco się wysilić, aby szybko zrozumieć kto, jak i dlaczego zabijał. Osobiście wolałabym, aby Maura Isles pozostała przy swoim stole sekcyjnym niż starała się przeżywać przygody w stylu Donnerów.
Moja ocena: 3.5

2 komentarze:

  1. Słyszałem o tej książce w jednym z podcastów (bodajże na Kombinacie). Recenzent wypowiadał się w bardzo podobnej tonacji. Ja na pewno nie sięgnę, też bym się męczył, choć sam pomysł na historię brzmi strasznie fajnie.

    OdpowiedzUsuń