poniedziałek, 16 listopada 2015

Agatha Christie „Tragedia w trzech aktach”

Agatha Christie, Tragedia w trzech aktach, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996, 246 s.

Herkules Poirot nie musi szukać roboty, sama go znajdzie. Ktoś otruł pastora i lekarza – mamy ten sam modus operandi i świadków, a jednak śledczy są bezradni. Wśród podejrzanych jest kamerdyner. Uciekł, czyli zabił?
W przedstawieniu bierze udział wiele osób, ale sir Charles Cartwright gra główną rolę, konkurując z legendarnym detektywem.
Trzeba znaleźć motyw i reżysera zbrodni, a tymczasem Herkules Poirot buduje domki z kart. Wprawdzie pozostaje nieco w cieniu, ale zarzuca przynętę i po mistrzowsku rozgrywa finałową scenę „Tragedii w trzech aktach”.

W „Tragedii w trzech aktach” Herkules Poirot bardzo długo kryje się w cieniu pana Satterthwaite’a, dżentelmena występującego w opowiadaniach o tajemniczym panu Harleyu Quinie, Hermione Lytton Gore zwanej Egg i Charlesa Cartwrighta – uznanego aktora, który bawi się w detektywa.
Najpierw ginie niepozorny pastor, później lekarz, dobry znajomy zarówno Cartwrighta, jak i pana Satterthwaite’a. Aktor wręcz zapala się do śledztwa i przez większość książki, to on gra główne skrzypce. Towarzyszy mu Satterthwaite. „Tragedia w trzech aktach” to klasyczny kryminał w stylu Agathy Christie: dużo śladów, dużo niewiadomych i zaskoczenie na koniec. Nie ma rozwlekłych retrospekcji, które w dzisiejszych czasach tak skutecznie zwiększają objętość książek, ale czy tak naprawdę są potrzebne? Bohaterowie głównie zajmują się rozwiązaniem zagadki, w tle zarysowany jest delikatnie wątek zakochania. Poirot wszystko obserwuje i analizuje korzystając ze swoich „szarych komórek”, aby w końcu odkryć motyw. Co ciekawe, Agatha Christie pierwotnie, w wersji książki wypuszczonej na rynek amerykański, wskazała zupełnie inne przesłanki kierujące mordercą. Zmieniła je rok później, kiedy „Tragedia w trzech aktach” ukazała się w Wielkiej Brytanii. Amerykański recenzent wspominał o „motywie niezwykłym, właściwie niespotykanych w annałach kryminalistyki”, tymczasem podstawą tłumaczenia polskiego jest wersja brytyjska z roku 1935, uznawana za standardową.
Przyznaję, że intryguje mnie ów niespotykany motyw, co nie znaczy, że ten, który przedstawiła Christie później jest banalniejszy. Tak czy inaczej, „Tragedia w trzech aktach” to rozrywka w najlepszym wydaniu.
Moja ocena: 4.5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz