sobota, 28 listopada 2015

Przemysław Borkowski „Hotel Zaświat”

Przemysław Borkowski, Hotel Zaświat, Oficynka, Gdańsk 2013, 311 s.

Krzysztof wraca po latach do rodzinnej miejscowości, by sprzedać dom, w którym się wychował. Tak sielska dawniej kraina lat dziecinnych nie jest już jednak taka jak kiedyś. Powoli ukazuje swoje inne, groźne i mroczne oblicze. Świat, który zapamiętał z czasów dzieciństwa, zmienił się i zdegradował. Powrót do niego nie jest już ani przyjemny, ani bezpieczny, a kolejne wydarzenia popychają bohatera w kierunku tajemnicy, której wcale nie ma ochoty poznawać…

Zacznijmy od tego, że pan Bałtroczyk popełnił wielkie nadużycie rekomendując „Hotel Zaświat” następująco: „«Lśnienie» sobie obejrzyj, szybciej zaśniesz!” Bo książka Przemysława Borkowskiego tak ma się do „Lśnienia” jak pisarstwo Katarzyny Grocholi do prozy Simone de Beauvoir. Kuriozalnie kończy się również druga rekomendacja (Roberta Górskiego): „(...) brak ortograficznych błędów - w Hotelu Zaświat warto zatrzymać się na dłużej”. A ja, głupia, sądziłam do tej pory, że poprawna ortografia to uzus, o którym nawet się w przypadku tekstu literackiego nie wspomina!
Nie wiem, co Przemysław Borkowski chciał przekazać pisząc „Hotel Zaświat”. Książka przez większą część nuży po prostu. Tytułowy bohater szwenda się po rodzinnej miejscowości, rozmawia z ludźmi, obdarowywany jest dziwacznymi opowieściami, które niestety przytacza w całości, czym nuży jeszcze bardziej. Czasami ma zwidy, czasami znajdzie część ciała, czasami poględzi o istocie zła. Nic ciekawego się nie dzieje prawie do ostatnich stron książki. Finał zaś, w zamierzeniu ekscytujący i nieoczekiwany, jest po prostu mieszanką „inspiracji” z filmów „Siedem” i „Boxing Helena”. Nic nowego Borkowski nie wymyślił. Nie znam jego twórczości jako kabareciarza, ale powinien przy niej pozostać, bo pisarzem jest raczej miernym i nawet pisanie bez błędów ortograficznych tu nie pomoże.
W sumie nie bardzo wiadomo, czym miał być „Hotel Zaświat” – tęsknotą za dzieciństwem, traktatem o złu, zbiorem bajań nudzących się ludzi, thrillerem psychologicznym? Do mieszania gatunków też trzeba mieć dryg, a tego pan Borkowski nie posiada.
Książka dobra do czytania w poczekalni u dentysty. Bo nawet borowanie będzie wytchnieniem od perypetii pana Rozkrocznego, aspiranta Kota i biznesmena Wrony.
Moja ocena: 1

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz