poniedziałek, 9 listopada 2015

Joanna Chmielewska „Wszystko czerwone”

Joanna Chmielewska, Wszystko czerwone, Czytelnik, Warszawa 1990, 308 s.

Bohaterką jest Alicja, roztargniona wdowa, mieszkająca samotnie na przedmieściach Kopenhagi w Allerød. Nazwa zostaje przetłumaczona przez jej przyjaciółkę jako Wszystko czerwone, co zapowiada falę krwawych zbrodni. Tajemniczy morderca na początku zabija Edka, by następnie próbować pozbawić życia jeszcze kilkanaście osób. Śledztwem zajmuje się duński policjant pan Muldgaard - mówiący po polsku niegramatycznie i stylem biblijnym. Okazuje się, że zabójca nieudolnie poluje na Alicję, a motyw zbrodni jest nieznany. Mógłby go wyjaśnić tajemniczy list, którego bohaterowie szukają przez większą część powieści. Dodatkowo przez dom przewija się ogromna liczba gości, co nie ułatwia rozwiązania zagadki, sprawę komplikuje również roztargnienie Alicji.

Nie ukrywam, lubię kryminały. Bardziej wierzę w zbrodnię niż w miłość. Wczesne kryminałki Chmielewskiej to kwintesencja dowcipu i ciekawej akcji. W zeszłym roku zrobiłam sobie powtórkę z lektury i przeczytałam ponownie, kupione okazyjnie, „Wszystko czerwone”. Książka właściwie się nie zestarzała, bawiła jak dawniej! (Niedoszłe) trupy słały się często, a kolor czerwony faktycznie był wszechobecny. Kapitalną postacią jest policjant, pan Muldgaard, którego sposób mówienia jest równie kuriozalny, jak rozbrajający. Próbowała tego zabiegu Chmielewska w późniejszych książkach. W „Tajemnicy” Gucio niestety bełkotał jak idiota, a wielbiciel Joanny z „Dużej polki” również wysławiał się jak kretyn.
Pierwsze spotkanie gości Alicji z policjantem wyglądało tak:

„Pan Muldgaard zamyślił się, po czym zadał następne pytanie, wysoko kwalifikujące jego instynkt śledczy.
- Była może jaka incydent? Ten wieczór alibo przódy?
- O rany boskie...! - jęknął z akcentem podziwu i zachwytu Paweł, roziskrzonym wzrokiem wpatrzony w usta pana Muldgaarda. Zachłannie i wręcz w napięciu oczekiwał każdej jego następnej wypowiedzi, delektując się formą i nie bacząc na treść.
- Paweł, zamknij się wreszcie - powiedziała mechanicznie Zosia, zdenerwowana dla odmiany raczej treścią.
Pan Muldgaard przeniósł wzrok na nią i z niej na Pawła.
- Ta dama - upewnił się - to wasza mać?
Sama zaczęłam zachłannie oczekiwać każdej następnej wypowiedzi pana Muldgaarda. Poczułam, że jestem świadkiem rzeczy jedynych w swoim rodzaju. Paweł starannie unikał spojrzenia matki. Zosia najwyraźniej wolała nie patrzeć na syna.
- Tak - powiedziała nagle życzliwie i ze współczuciem Elżbieta. - To jest jego mać.
- Elżbieta...! - jęknął Leszek.”1

Bohaterowie „Wszystkiego czerwonego” są szalenie sympatyczni, da się lubić nawet sprawcę całego zamieszania. Dzieje się zaś w książce dużo, bo morderca jest upiornie pracowity (i równie nieudolny). Nocne rozmowy, goście pojawiający się w Allerød tłumami, ciągły ruch i akcja, czegóż chcieć więcej?
Moja ocena: 6

1 J. Chmielewska, Wszystko czerwone, Czytelnik, Warszawa 1990, s. 27.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz