środa, 25 listopada 2015

Katarzyna Bonda „Tylko martwi nie kłamią”

Katarzyna Bonda, Tylko martwi nie kłamią, Videograf, Chorzów 2012, 647 s.

Profiler policyjny musi rozwikłać zagadkę śmierci śmieciowego barona, którego ciało znaleziono w jednej z katowickich kamienic. Wszystkie poszlaki wskazują na biznesowe porachunki, ale Hubert Meyer czuje, że sprawa może mieć związek z morderstwem sprzed 17 lat.

Drugie spotkanie z Katarzyną Bondą i jej profilerem Hubertem Meyerem. Wyszło lepiej niż w „Dziewiątej runie”, ale wciąż nie rozumiem: skąd ta popularność autorki.
W „Tylko martwi nie kłamią” namnożyło się wątków jak królików i nie nad wszystkimi Bonda zdołała zapanować. Życie i rozterki miłosne Meyera bardziej męczyły niż ciekawiły, poza tym wydaje mi się, że ilość latorośli uległa zmianie in minus w stosunku do „Dziewiątej runy”, jakby Bonda sama nie wiedziała o czym pisała wcześniej. Dodatkowo, Meyer zachowywał się chwilami żenująco i tandetnie. Nadal nie dało się go polubić, to pewne. Na szczęście w książce pojawiły się postaci na tyle dobrze rozrysowane, że antypatyczność głównego bohatera nie wybija się na pierwszy plan.  
Sama zagadka i nawiązanie do morderstwa sprzed lat okazały się dość ciekawe, chociaż Bonda tak naplątała, że przy końcu trudno było się zorientować kto, kiedy i kogo zabił. Mnożenie tropów i poszlak nie tyle zagmatwało akcję, co uczyniło z niej istny węzeł gordyjski. Gubiłam się w dłużyznach tekstu i meandrach myśli autorki. Sama autorka też nie do końca wiedziała co i kiedy chciała przekazać. Spodobały mi się natomiast opisy Katowic, na tyle sugestywne i interesujące, że zaczęłam szukać „miejsca zbrodni” na mapie Google. Rzadka to frajda nie tylko czytać, ale i widzieć.
Ogólnie wyszło lepiej.
Moja ocena: 3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz