środa, 18 listopada 2015

Audrey Niffenegger „Żona podróżnika w czasie” aka „Miłość ponad czasem. Historia inna niż wszystkie” aka „Zaklęci w czasie”

Audrey Niffenegger, Żona podróżnika w czasie, Świat Książki, Warszawa 2007, 495 s.

Clare, urocza studentka sztuk pięknych i Henry, niekonwencjonalny bibliotekarz, spotkali się po raz pierwszy, gdy ona miała sześć lat, a on trzydzieści sześć. Kiedy Clare skończyła dwadzieścia trzy, a Henry trzydzieści jeden - zostali małżeństwem. Choć wydaje się to niemożliwe, jednak jest prawdziwe. Henry bowiem to jedna z pierwszych osób na świecie, u których wykryto rzadkie zaburzenie genetyczne: od czasu do czasu jego biologiczny zegar uruchamia się na nowo i Henry przemieszcza się w czasie. Znika nieoczekiwanie, pozostawiając po sobie tylko stosik ubrań. Nigdy nie wie, gdzie się znajdzie i jaka będzie otaczająca go rzeczywistość. Odmierzając swoją miłość kolejnymi spotkaniami, oboje za wszelką cenę próbują wieść normalne życie. Ale czy może liczyć na normalność człowiek, który jest niewolnikiem własnego ciała, a przede wszystkim nagłych podróży w czasie..

Pod koniec lipca 2014 na portalu „Lubimy czytać” pojawił się tekst o 20 książkach, które zmieniły życie czytelników. Jedynym kryterium ograniczającym była płeć autorów, a właściwie autorek, bo wybierano utwory kobiet. Pomijając bezsensowność takiego warunku, bo nie płeć autora jest ważna, lecz jego talent, styl i to, co ma do powiedzenia (napisania), listę przeczytałam z zaciekawieniem. Lektura połowy z nich była za mną i nie przeczę, były to w większości książki bardzo dobre i dobre. Gorzej z drugą dziesiątką. George Eliot wciąż czeka w kolejce do czytania, Doris Lessing też. A Niffenegger wpadła mi w ręce w niedługi czas potem. I może bym jej nie wypożyczyła, gdyby nie wspomniany artykuł.
Przeczytałam i... no cóż, mojego życia „Żona podróżnika w czasie” nie zmieniła. Aczkolwiek czytało się „Żonę...” z przyjemnością. Któż nie chciałby podróżować w czasie? Motyw ten wykorzystywano w literaturze już wielokrotnie, autorka ukazała go jednak z zupełnie innej perspektywy: jako schorzenie genetyczne. Henry DeTamble ma problem z pozostawaniem w teraźniejszości. Ani on, ani Clare nigdy nie są pewni dnia, godziny kolejnego rozstania. Żyją we trójkę: oni i choroba Henry’ego. Patrząc z takiej perspektywy już trudniej zazdrościć bohaterowi jego zdolności. Każdy jego przeskok z teraźniejszości to walka o przeżycie, ubrania, pieniądze, zdrowie. Każdy jego powrót to zaledwie próba zahaczenia się w normalności.
Niffenegger bardzo zgrabnie żongluje w powieści teraźniejszością i przeszłością. Z pozornego chaosu wyłania się opowieść spójna i ciekawa. Jak to w życiu: chwilami jest dramatycznie, chwilami dowcipnie, ale zawsze konsekwentnie i logicznie. Owszem, jest to książka o miłości: trudnej, naznaczonej troską i tęsknotą; przy tym wyrozumiałej i gotowej na wyrzeczenia. Przemyca jednak Niffenegger i kwestie etyczne: czy i na ile można wykorzystywać znajomość przyszłości do własnych celów albo jak wiele można powiedzieć a ile przemilczeć dla dobra innej osoby.
Na szczęście autorka nie pisze w konwencji romansu, a pomysł z podróżami w czasie jest tylko pretekstem do ukazania bardziej uniwersalnej prawdy: życia z kimś nieuleczalnie chorym, bycia z nim na dobre i na złe. „Żona podróżnika w czasie” to powieść obyczajowa skrojona na miarę XXI wieku, z udziwnieniami, żeby wyróżnić się w zalewie literatury wszelakiej, ale opowiadająca o wartościach ponadczasowych.
Moja ocena: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz