Stuart MacBride, Otwarte rany, Amber, Warszawa 2008, 344 s.
Policja udaremnia kolejny atak gwałciciela, który od tygodni
terroryzuje Aberdeen. Jednak zatrzymany - gwiazdor piłki nożnej oskarżony o
serię brutalnych napaści na kobiety - ma niepodważalne alibi na czas
popełnienia wcześniejszych zbrodni. Sierżant Logan McRae musi rozpocząć
śledztwo od nowa. Piłkarz siedzi w areszcie, a tymczasem dochodzi do następnych
gwałtów. Na biurko Logana trafiają nowe sprawy: samobójstwo i morderstwo. Czy
coś je łączy z gwałtami? I dlaczego jego dziewczynie, posterunkowej Watson, tak
zależy na udowodnieniu winy piłkarza?
W tutejszej bibliotece stoi sobie na półce i czeka na mnie
pierwsza z powieści Stuarta MacBride’a o sierżancie McRae „Chłód granitu”.
Zapewne w końcu ją wypożyczę, bo drugie spotkanie z policjantami z Aberdeen było
równie udane jak pierwsze.
Czytając „Otwarte rany” miałam wrażenie, że MacBride
postanowił popełnić powieść obyczajowo-sensacyjną raczej niż klasyczny
kryminał. Owszem, jest zabójstwo, które trzeba wyjaśnić, ale poza tym gliniarze
mają jeszcze masę roboty z bezczelnym piłkarzem i jego prawnikiem, kolejnym
podejrzanym, środowiskiem sadomasochistów, nagonką prasową i użeraniem się z
opinią publiczną. Nie ma akcji w „Otwartych ranach” jako takiej, acz wydarzenia
galopują za wydarzeniami, a szkoccy policjanci starają się ogarnąć całość i nie
zwariować przy tym, w czym skutecznie pomagają im wieczory w pubie i whisky.
„Otwarte rany” to relacja z życia codziennego zapracowanych,
marnie opłacanych i mających różne tajemnice gliniarzy, którzy z każdej strony
bombardowani są mniejszymi i większymi przestępstwami. Chwilami powieść
przypomina chaotyczny reportaż, życie w biegu, manipulacje faktami, machanie urzędowymi
papierkami utrudniającymi śledztwo, nadmiar informacji lejący się strumieniem
ze strony mieszkańców miasta. I właśnie sposób, w jaki McRae, jego przełożona i
reszta to ogarniają i sposób pisania MacBride’a czynią książkę interesującą. Bo
nie tylko zbrodnia się liczy, a ludzie próbujący ją rozwiązać nie są pozbawionymi
emocji maszynami. Ich uprzedzenia, przekonania czy preferencje odgrywają nieraz
kluczową rolę w postępowaniu i nadaniu kierunku śledztwu. Nie ma u MacBride’a
nieskazitelnych funkcjonariuszy, lecz ludzie z krwi i kości, którzy tracą nerwy
i opanowanie widząc, jak zbrodniarz chowa się za wygadanym adwokatem i śmieje
się im w nos, którzy spędzają dnie na szukaniu zaginionych i noce na obserwacji
podejrzanych.
Jest w książce straceńczość i smutek Granitowego Miasta,
podejrzliwość i zdrady topione w alkoholu. Są animozje i flirt. Wszystko to
opisane z wisielczym chwilami humorem, z dystansem i bez zadęcia. Całkiem dobra
lektura.
Polecam.
Moja ocena: 4.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz