piątek, 6 czerwca 2014

Wiesław Kielar „Anus mundi”

Wiesław Kielar, Anus mundi, Atut, Wrocław 2004, 370 s.

Realia obozowe, złożoność życia i ludzkich postaw w nieludzkiej rzeczywistości. „Anus mundi” to określenie użyte w 1942 roku przez Hauptsturmführera Heinza Thilo, lekarza SS, który obóz zagłady nazwał "odbytnicą świata".

Im więcej czytam o nazizmie, Holokauście i obozach koncentracyjnych, tym mniej rozumiem i lubię ludzi. Zasiane wówczas ziarna nienawiści i pogardy dla życia ludzkiego zbierają żniwo do dziś nie tylko pod postacią powojennego antysemityzmu czy próbach zaprzeczenia, że niemieckie obozy koncentracyjne kiedykolwiek istniały.
Wiesław Kielar trafił do Oświęcimia w pierwszym transporcie więziennym (pomijając transport trzydziestu niemieckich kryminalistów przybyłych wcześniej i mających pełnić w obozie funkcje kapo) w czerwcu 1940 roku. Dostał numer 290, spędził w Oświęcimiu cztery lata, potem, kiedy klęska Niemiec była przesądzona, wraz z innymi współwięźniami był przerzucany z obozu do obozu, aż do czasu nadejścia aliantów.
Wspomnienia Kielara są o tyle nietypowe, że spisał je człowiek będący świadkiem powstawania obozu. Widział jak dawne koszary wojskowe zmieniają się w obóz koncentracyjny, jak warunki stale się pogarszają, jak powstaje obóz w Brzezince i jakie warunki tam panowały i jak hitlerowcy wymyślali coraz to nowe sposoby upokarzania więźniów. Aby przeżyć, Kielar musiał się dostosować. Jako pielęgniarz przez długi czas żył w o wiele lepszych warunkach niż inni więźniowie. Przyznawał, że jego celem było wymyślanie sposobów, aby jak najczęściej wymigiwać się od pracy. Ale nie mógł odwrócić wzroku od tego, co się działo w obozie. Widział, jak hitlerowcy mając w pogardzie wszelkie konwencje dotyczące traktowania jeńców, mordowali wziętych w niewolę żołnierzy radzieckich. Widział, jak straszne panowały warunki w Brzezince, jak byle pretekst wystarczał hitlerowcom, aby pozbawić człowieka życia, jak całe transporty nowo przybyłych szły na śmierć.
Odczłowieczenie nie polegało tylko na braku reakcji na potworności, na byciu biernym świadkiem wydarzeń. Wstrząsający jest również obraz adaptacji i pozornej akceptacji zaistniałych warunków, kolacje jedzone przy trupach przeznaczonych do skremowania i niemalże egzystencjalne motto podsumowujące obozowe życie: „Sowieso Krematorium” (Tak czy tak krematorium). Są jednak wspomnienia i bardziej „ludzkie”, wieczorów artystycznych z udziałem Stefana Jaracza czy Leona Schillera, czy miłości Mali Zimetbaum i Edwarda Galińskiego, przyjaciela Kielara. Miłość ta rozgrywała się na oczach autora. Pierwotnie to on miał towarzyszyć Galińskiemu w ucieczce. Razem kombinowali ubrania, Kielar przechowywał mundur esesmana u siebie. Zrezygnował dowiedziawszy się, że dołączy do nich kobieta.
„Anus mundi” to dokument, świadectwo tego, jak żyło się w Oświęcimiu więźniom, którzy umieli się odnaleźć się w obozowym życiu, mimowolni „prominenci” z racji swych małych numerów i długiej wegetacji za drutami obozu. Oczywiście nie ominęły Kielara kary cielesne, doświadczył tortur, obrywał od bestialskich kapo, spędził kilka nocy w „celach stojących”, ale podczas gdy inni nieszczęśnicy musieli po nocy męczarni wlec się do wycieńczającej pracy, on odsypiał na pryczy, chowając się przed kapo, wspierany przez przyjaciół. To prawda, że historię piszą zwycięzcy i ci, którzy przeżyli. Oświęcimscy „muzułmanie” nie mieli szans na udokumentowanie tego, jak hitlerowcy i pobyt w obozie odbierali im ochotę i możliwość istnienia. Wiesław Kielar chociaż przeżył, już zawsze miał się zmagać z pięcioletnim etapem życia „za drutami”. Nawet nie podejmuję się myśleć, jak po tak długim przebywaniu w skrajnie zdehumanizowanych warunkach, można w ogóle wrócić do normalnego życia, do pracy, do rodziny. Jak często śniły mu się koszmary z czasu pobytu w Oświęcimiu? Czy w ogóle potrafił o nich zapomnieć? Nie czytałam pozostałych dwóch książek Wiesława Kielara (o czasach młodości i życiu po wojnie), ale zamierzam po nie sięgnąć, jak tylko uda mi się je znaleźć, kupić, wypożyczyć. Dowiedzieć się, jak z takim brzemieniem udało mu się żyć.
Warto przeczytać. Ku przestrodze i pamięci, że to ludzie ludziom zgotowali ten los.
Moja ocena: 6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz