sobota, 7 czerwca 2014

Susannah Cahalan „Umysł w ogniu”

Susannah Cahalan, Umysł w ogniu, Filia, Poznań 2013, 352 s.

Pewnego dnia Susannah Cahalan obudziła się w szpitalnym pokoju, przywiązana do łóżka i pilnowana, niezdolna mówić i poruszać się. Jej kartoteka medyczna obejmowała miesiąc – z którego kobieta absolutnie nic nie pamiętała – i znajdowały się w niej zapisy o psychozie, zachowaniach pełnych przemocy i niestabilności psychicznej. A przecież zaledwie kilka tygodni wcześniej Susannah była zdrowa i szczęśliwie zakochana, do tego stała u progu błyskotliwej kariery dziennikarskiej.

Chociaż Susannah Cahalan zdołała wyzdrowieć dzięki prawidłowej diagnozie lekarskiej i udało się jej zrekonstruować miesiąc swej choroby przy pomocy pamiętnika, który prowadzili jej rodzice, oglądając nagrania z monitoringu, czytając historię swej choroby i rozmawiając z lekarzami, do tej pory nie pamięta nic z tego, co zdarzyło się podczas miesiąca jej pobytu w szpitalu.
Zanim tam trafiła, jeden z najbardziej znanych neurologów uznał, że za dużo imprezuje i wszelkie ataki, omamy i halucynacje są tego skutkiem. Dziewczyna stopniowo traciła kontakt z rzeczywistością, nie potrafiła skupić się na pracy, zaczynała słyszeć głosy i zachowywać się jak napalona nastolatka. Gdyby nie prosty test przeprowadzony przez lekarza, prawdopodobnie skończyłaby na oddziale zamkniętym uznana za schizofreniczkę. Chorobę udało się pokonać, lecz zdrowienie zajęło Cahalan kilka długich miesięcy, podczas których pojawiała się pośród ludzi wycofana emocjonalnie, milcząca i rozkojarzona. Jej leczenie kosztowało milion dolarów (sic!) i chociaż obecnie jest zdrowa, żyje w ciągłym strachu przed nawrotem choroby, bo takowe następują.
„Umysł w ogniu” to opowieść o tajemnicach mózgu, o tym, w jak bardzo dziwacznym i niebezpiecznym świecie żyjemy. Cahalan nie udało się ustalić dlaczego zachorowała: czy z powodu kichnięcia obcego mężczyzny w metrze, usuniętego kiedyś czerniaka czy innej przyczyny. Wie tylko, że przestała kontaktować przy automacie do kawy, w szpitalu. Potem są już tylko nagrania wideo jak leży w łóżku z elektrodami przyklejonymi do głowy i nie rozumie, co się z nią dzieje. Sama myśl, że mogłaby nie zostać pozytywnie zdiagnozowana przyprawia o ciarki. Cahalan stała u progu życia, miała 24 lata, pracę w „New York Post” i nowego chłopaka. W ciągu kilku tygodni z pogodnej, towarzyskiej dziewczyny stała się niekontrolującą siebie paranoiczką. Jej opowieść to horror, jaki może przydarzyć się każdemu, niezależnie od wieku, a dokładniej: im ktoś jest młodszy, tym bardziej podatny na to, co spotkało Cahalan. Chorują już dzieci, młode kobiety, a wiedza o schorzeniu jest wciąż niepełna. Jest to także opowieść o nieprofesjonalnych, niekompetentnych lekarzach skłonnych do uproszczonych ocen, nie przejmowaniu się pacjentem ani jego zdrowiem. Ale Cahalan pisze również o lekarzach z prawdziwego zdarzenia: dociekliwych, upartych i wierzących w to, co robią. Ot, życie. Dziwne, paranoiczne i pozostawiające uczucie niepokoju. Skoro trafiło na młodą Amerykankę, to ile niezdiagnozowanych chorych jest w Europie, w Polsce? Czy którykolwiek polski medyk słyszał o chorobie, którą opisała młoda dziennikarka?
Patrząc na najbliższych po raz kolejny będę się zamartwiać, że wzrastają w nieprzyjaznym świecie. I że własny mózg może stać się największym wrogiem.
Moja ocena: 5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz