Susannah Cahalan, Umysł w ogniu, Filia, Poznań 2013, 352 s.
Pewnego dnia Susannah Cahalan obudziła się w szpitalnym
pokoju, przywiązana do łóżka i pilnowana, niezdolna mówić i poruszać się. Jej
kartoteka medyczna obejmowała miesiąc – z którego kobieta absolutnie nic nie
pamiętała – i znajdowały się w niej zapisy o psychozie, zachowaniach pełnych
przemocy i niestabilności psychicznej. A przecież zaledwie kilka tygodni
wcześniej Susannah była zdrowa i szczęśliwie zakochana, do tego stała u progu
błyskotliwej kariery dziennikarskiej.
Chociaż Susannah Cahalan zdołała wyzdrowieć dzięki
prawidłowej diagnozie lekarskiej i udało się jej zrekonstruować miesiąc swej
choroby przy pomocy pamiętnika, który prowadzili jej rodzice, oglądając
nagrania z monitoringu, czytając historię swej choroby i rozmawiając z
lekarzami, do tej pory nie pamięta nic z tego, co zdarzyło się podczas miesiąca
jej pobytu w szpitalu.
Zanim tam trafiła, jeden z najbardziej znanych neurologów
uznał, że za dużo imprezuje i wszelkie ataki, omamy i halucynacje są tego
skutkiem. Dziewczyna stopniowo traciła kontakt z rzeczywistością, nie potrafiła
skupić się na pracy, zaczynała słyszeć głosy i zachowywać się jak napalona
nastolatka. Gdyby nie prosty test przeprowadzony przez lekarza, prawdopodobnie
skończyłaby na oddziale zamkniętym uznana za schizofreniczkę. Chorobę udało się
pokonać, lecz zdrowienie zajęło Cahalan kilka długich miesięcy, podczas których
pojawiała się pośród ludzi wycofana emocjonalnie, milcząca i rozkojarzona. Jej
leczenie kosztowało milion dolarów (sic!) i chociaż obecnie jest zdrowa, żyje w
ciągłym strachu przed nawrotem choroby, bo takowe następują.
„Umysł w ogniu” to opowieść o tajemnicach mózgu, o tym, w
jak bardzo dziwacznym i niebezpiecznym świecie żyjemy. Cahalan nie udało się
ustalić dlaczego zachorowała: czy z powodu kichnięcia obcego mężczyzny w metrze,
usuniętego kiedyś czerniaka czy innej przyczyny. Wie tylko, że przestała
kontaktować przy automacie do kawy, w szpitalu. Potem są już tylko nagrania
wideo jak leży w łóżku z elektrodami przyklejonymi do głowy i nie rozumie, co
się z nią dzieje. Sama myśl, że mogłaby nie zostać pozytywnie zdiagnozowana
przyprawia o ciarki. Cahalan stała u progu życia, miała 24 lata, pracę w „New
York Post” i nowego chłopaka. W ciągu kilku tygodni z pogodnej, towarzyskiej
dziewczyny stała się niekontrolującą siebie paranoiczką. Jej opowieść to horror,
jaki może przydarzyć się każdemu, niezależnie od wieku, a dokładniej: im ktoś
jest młodszy, tym bardziej podatny na to, co spotkało Cahalan. Chorują już
dzieci, młode kobiety, a wiedza o schorzeniu jest wciąż niepełna. Jest to także
opowieść o nieprofesjonalnych, niekompetentnych lekarzach skłonnych do
uproszczonych ocen, nie przejmowaniu się pacjentem ani jego zdrowiem. Ale
Cahalan pisze również o lekarzach z prawdziwego zdarzenia: dociekliwych,
upartych i wierzących w to, co robią. Ot, życie. Dziwne, paranoiczne i
pozostawiające uczucie niepokoju. Skoro trafiło na młodą Amerykankę, to ile
niezdiagnozowanych chorych jest w Europie, w Polsce? Czy którykolwiek polski medyk
słyszał o chorobie, którą opisała młoda dziennikarka?
Patrząc na najbliższych po raz kolejny będę się zamartwiać,
że wzrastają w nieprzyjaznym świecie. I że własny mózg może stać się
największym wrogiem.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz