niedziela, 29 grudnia 2013

Brent W. Jeffs „Stracony chłopiec”

Brent W. Jeffs, Stracony chłopiec, Videograf II, Katowice 2010, 288 s.

Książka przybliża nieznaną bliżej polskiemu czytelnikowi społeczność wiernych Fundamentalistycznego Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich - poligamicznego odłamu Kościoła mormońskiego(FLDS) w Stanach Zjednoczonych. Jej autor, Brent Jeffs, wychował się w jednej z wpływowych rodzin w Kościele, będąc bratankiem uwięzionego obecnie proroka, Warrena Jeffsa. Niezwykle ciekawe, a zarazem niepojęte są opisy życia we wspólnocie: z jednym ojcem, trzema matkami (w tym jedną biologiczną), i kilkunastoma braćmi i siostrami, w domu odgrodzonym wysokim murem od reszty społeczeństwa.
Tytuł książki jest nieprzypadkowy, ponieważ Brent - w dzieciństwie molestowany – dołączył później do grona straconych chłopców, wykluczonych z Kościoła pod byle pretekstem i w najmniejszym stopniu nieprzygotowanych na samodzielne życie. Miał jednak więcej szczęścia niż jego dwaj bracia, którzy, nie radząc sobie z dorosłością, popadli w uzależnienie od narkotyków i zmarli. Miał również na tyle siły, by pokonać traumę z dzieciństwa i przeciwstawić się złu w Kościele, z którego wyszedł. Jego historia jest budująca, ponieważ pokazuje, że człowiek może przezwyciężyć demony przeszłości, jeśli będzie otwarty na miłość...

Czy pod koniec XX wieku ktoś jeszcze wierzy w piekło? Że tylko jego wspólnota będzie zbawiona, a wszyscy inni, jakieś sześć miliardów ludzi, zostaną odesłani sprzed bram tego specyficznego nieba z kwitkiem? Że posiadanie jak największej ilości żon, kosztem uczucia i do nich, i do dzieci, kosztem godnego życia, przyczyni się do zbawienia?
Okazuje się, że nadal wielu jest takich, którzy wierzą w objawienia Josepha Smitha. Najczęściej mormoni kojarzą się nam z wielożeństwem, czyli po prostu poligamią i tym, że nie piją alkoholu, kawy, herbaty, nie palą. Patrząc z boku wydają się ludźmi bogobojnymi i spokojnymi. Ale niektórzy poszli o krok dalej i stworzyli Fundamentalistyczny Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich, jakoby bardziej mormoński niż sam Joseph Smith, a pod świętoszkowatą powierzchnią bulgotała niemoralność, zakłamanie, koszmarne warunki bytowe i nieprzystosowanie do życia. Opowiedzieć o tym zdecydował się Brent Jeffs, będący potomkiem proroka o królewskiej (według wyznawców FLDS) krwi.
Ojciec Jeffsa miał cztery żony, kilkanaścioro dzieci i prominentną pozycję w kościele, byli tak biedni, że nawet bieliznę matki kupowały im w lumpeksach. Żyli nadzieją na lepsze życie po śmierci, karmieni coraz to bardziej ortodoksyjnymi wymysłami Warrena Jeffsa – przywódcy FLDS. W obliczu nadchodzącej apokalipsy mieli być coraz bardziej doskonali i boscy, aby przetrwać. Z programów telewizyjnych dozwolone było oglądanie wiadomości i tylko wiadomości. Książki w szkole objęte były prymitywną cenzurą – nieprawomyślne teksty wycięto nożyczkami, a usunięte fragmenty z zakresu biologii, geografii czy fizyki wyjaśniano za pomocą religijnego bełkotu. W iście nazistowskim stylu – zakazane książki palono.
Można zrozumieć jeszcze obsesję na punkcie Boga, ale zapychając sobie usta słowami o zbawieniu, Warren Jeffs był zwykłym zboczeńcem. Pedofilem wykorzystującym małe dzieci. Brent Jeffs doświadczył tego po raz pierwszy gdy miał pięć lat. Potem regularnie był gwałcony przez przywódcę kościoła.
Zarówno on, jak i niektórzy jego bracia zostali wykluczeni z FLDS. Naraz stanęli oko w oko z prawdziwym życiem, z problemami, z alkoholem, narkotykami i samotnością. Pozbawieni byli jakiegokolwiek oparcia w rodzinie. Zresztą im mniej mężczyzn we wspólnocie, tym lepiej dla mężczyzn, którzy pozostali, tym więcej kobiet mogli poślubić i sobie podporządkować. Nagła wolność „straconych chłopców” doprowadzała ich najczęściej na skraj depresji i nałogów. Miotali się między tym, co wynieśli z domu, a tym jak religię pojmują mniej fundamentalistycznie nastawieni chrześcijanie.
Brent Jeffs daje świadectwo jak bardzo religia może przypominać sektę, jak bardzo niszczy jednostkę. Polecam.
Moja ocena: 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz