Nicci French, Złap mnie nim upadnę, Świat Książki, Warszawa
2010, 318 s.

No proszę, jednak można napisać coś, co nie jest gniotem.
Zasada czytania co najmniej dwóch książek jednego autora przydaje się
szczególnie wtedy, gdy pierwsze spotkanie było mało udane (vide: „Bezpieczny
dom”).
Czytając „Złap mnie nim upadnę” miałam dziwne wrażenie, że opowieść
o Holly Kraus przypomina zjazd na kwasie. Bohaterka, niby zwyczajna, pełna
wigoru i zapału, zaczyna w pewnym momencie doświadczać niezbyt przyjemnych
incydentów, gdzieś po drodze gubi się pomiędzy rzeczywistością a
nadinterpretacją faktów. Jakby bezwiednie przyjmowała LSD. Świat wokół niej
wydaje się coraz mniej rzeczywisty i przyjazny, zewsząd czyhają pułapki, a
uporządkowane życie jest tylko wspomnieniem.
Można zacząć się bać. Bo jest coś gorszego od świadomości,
że popada się w obłęd? Samotność, utrata pracy, rozpad związku – to się może
przydarzyć każdemu, zawsze można racjonalnie rozłożyć przyczyny i skutki na
czynniki pierwsze, przyjrzeć się chłodnym okiem i coś temu zaradzić. Ale jak
zaradzić szaleństwu rozwijającemu się w mózgu? Jak poradzić sobie z niepewnością
czy to świat oszalał, czy my? Autorzy ukrywający się pod pseudonimem Nicci
French błyskotliwie sobie poradzili z postawionym zadaniem. Dreszcze zgrozy
przechodziły mnie w czasie czytania i co jakiś czas musiałam upewniać siebie,
że ja to ja.
Polecam.
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz