niedziela, 8 grudnia 2013

Ray Bradbury „451 stopni Fahrenheita”

Ray Bradbury, 451 stopni Fahrenheita, Solaris, Stawiguda 2008, 220 s.

Po niebie latają odrzutowce z głowicami atomowymi, ludzie spędzają czas przed telewizyjnymi ścianami, a strażacy – zamiast gasić – wzniecają pożary. Najchętniej palą książki…do tego zostali powołani.

451 stopni Fahrenheita to temperatura, w której zaczyna palić się papier.

Dobra dystopia nie jest zła!
Po lekturze powieści przedstawiającej fikcyjny świat, gdzie to co wartościowe jest niszczone i panuje zamordyzm totalny; wracam do rzeczywistości z poczuciem ulgi i naładowana pozytywnie. Na nowo potrafię się cieszyć nawet najdrobniejszym, wydawałoby się, wydarzeniem: uśmiechem sąsiadki, promieniem słońca na twarzy, spacerem do biblioteki. Jak ja lubię tutejszą bibliotekę! Lubię łazić między ciasno ustawionymi półkami, czytać tytuły, dotykać grzbietów książek, potem niespiesznie decydować o tym, które z nich zabiorę do siebie. W moim domu też wszędzie panoszą się książki (i dziecięce zabawki), niektóre drzemią w szafie lub w komodzie, inne wędrują po półkach regałów. Nie chciałabym spędzać połowy swego życia w pomieszczeniu, gdzie na regałach stoją kryształy a centralnym punktem jest wielki plazmowy telewizor. To nie moja bajka.
A teraz wyobraźcie sobie świat bez książek, których nie tylko czytanie jest zakazane, ale również posiadanie! Nie ma odprężenia w ciszy i spokoju, skupienia na lekturze, przeżyć duchowych, nie ma smutku ani radości, bo człowiek jest zdegradowany do roli biernej i podporządkowanej jednostki. Wyobraźcie sobie świat, w którym najważniejszy element wyposażenia domu stanowi wielki ekran skąd bez końca płyną bezwartościowe, przeżute na papkę wiadomości lub rozrywka mająca zaspokoić najniższe instynkty, byleby tylko człowiek nie myślał i nie zastanawiał się nad sobą i otaczającą o mentalną pustką. Wyobraźcie sobie stałe zagrożenie atomowe.
W takim otoczeniu żyje Guy Montag zajmujący się wzniecaniem pożarów. Wydaje się być uczłowieczonym robotem, nie zastanawia się, nie podważa rozkazów. Do czasu. A kiedy ów czas nadchodzi, wątpliwości narastają, doprowadzają do zmiany punktu widzenia i pragnienia, aby poczuć czym jest życie, w którym dostępna jest literatura. W Montagu budzą się uczucia, wspomnienia i... bunt. W mrocznym, wydawałoby się pogrążonym w wiecznej ciemności świecie, Guy Montag przechodzi na drugą stronę barykady by odnaleźć swe człowieczeństwo.
Podobnie jak „Rok 1984” Orwella i „Pianola” Vonneguta, „451 stopni Fahrenheita” powstało w niedługi czas po II wojnie światowej, w czasie nasilonej, schizofrenicznej przemocy nakręcanej przez Stalina u kresu życia. Bradbury przedstawił swoją wizję w sposób najbardziej brutalny. Jeśli świat Orwella był ponury i szary, to świat Bradbury’ego pochłaniał ogień i promieniowanie. Wszystko jednak sprowadzało się do nieustannej kontroli nad ludźmi.
I chociaż w obecnych czasach książki (jeszcze) są dobrem ogólnym, samoloty z bombami atomowymi nie latają nad nam głową, to mentalna papka z telewizora już nas atakuje i ogłupia. Może warto zastanowić się dwa razy, nim naciśnie się pilota od telewizora?
Moja ocena: 5

* * *
Bradbury Ray; 451° Fahrenheita;
Dobrzy pisarze często dotykają życia. Przeciętni zaledwie je muskają. Beznadziejni – gwałcą je i zostawiają muchom na żer.

Bradbury Ray; 451° Fahrenheita;
To pozytywny aspekt umierania: gdy nie ma się nic do stracenia, można sobie pozwolić na każde ryzyko.

Bradbury Ray; 451° Fahrenheita;
Patrz na wszystko zdumionymi oczami, żyj, jakbyś za dziesięć sekund miał paść trupem. Przyjrzyj się światu. Jest bardziej fantastyczny niż jakikolwiek pomysł zrealizowany w fabryce. Nie proś o gwarancje, nie żądaj uwierzytelnienia, bo takiego zwierzęcia nigdy nie było. A gdyby istniało, to byłoby krewniakiem wielkiego leniwca, który dzień w dzień wisi na gałęzi głową w dół i przesypia życie. Do diabła, potrząśnij tym zwierzęciem, strąć leniwca na tyłek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz