poniedziałek, 16 grudnia 2013

Michelle Richmond „Rok we mgle”

Michelle Richmond, Rok we mgle, Videograf II, Katowice 2008, 330 s.

Bohaterką powieści jest Abigail - młoda kobieta zajmująca się fotografią i szczęśliwa partnerka Jake'a, z którym zamierzają się pobrać. Pewnego dnia wybiera się na plażę z jego córeczką Emmą. Zaczyna robić zdjęcia i na kilkanaście sekund traci Emmę z oczu. Chwilę potem stwierdza, że dziewczynka zniknęła we mgle. Rozpoczynają się poszukiwania dziewczynki, jednak nie udaje się jej odnaleźć.

Może zacznijmy od tego, że nie jest to thriller. Jeśli ktoś szuka nagłych zwrotów akcji, tajemnic z przeszłości i bezpardonowego gmerania w psychice psychopaty, u Richmond tego nie znajdzie. Niech już lepiej sięgnie po Lisę Gardner.
„Rok we mgle” jest konfrontacją z własną odpowiedzialnością, z własnym dzieciństwem i przeszłością, która determinuje to, kim jesteśmy obecnie. Jest również powieścią o szeroko pojętej miłości i rozpaczy za dzieckiem opuszczonym trzykrotnie, najpierw w wieku lat trzech przez biologiczną matkę, potem w wieku lat sześciu – przez narzeczoną ojca i wreszcie – przez samego ojca. Ale to jeszcze nie koniec. Bo powieść Richmond traktuje również o determinacji, wierności samej sobie i poczuciu winy.
Richmond pisze niezwykle plastycznie, szczegóły dotyczące postaci są dopracowane do przysłowiowej „kropki nad i”. Jake, Ramon, Abigail czy Annabel jawią się jako istoty z krwi i kości. Wyrywkowe wspomnienia przeplatające fabułę nie tylko dają chwilę wytchnienia w odliczaniu dni po zniknięciu Emmy, ale również uzupełniają obrazy bohaterów. W swej desperackiej, samotnej podróży po ulicach San Francisco Abigail odwołuje się do swej pamięci, by zrozumieć siebie i ludzi jej najbliższych, ożywia przeszłość, by móc stawić czoła teraźniejszości. W swych poszukiwaniach zagubionego dziecka staje się coraz bardziej samotna i wraz z upływem czasu jej jedynymi towarzyszami są upór i poczucie winy. Czterdzieści sekund nieuwagi implikuje całe jej jestestwo i przyszłość.
Chociaż osią powieści są intensywne poszukiwania dziecka, sama opowieść jest niezwykle kameralna. Richmond wysuwa na pierwszy plan Abigail, na drugim planie są jej najbliżsi, a cała reszta jest tylko tłem. Nie przedstawia szczegółowo poczynań policji, nie stara się pretendować do roli wszechwiedzącego narratora. Skupia się na dramacie swej bohaterki.
Jest moment albo dwa kiedy powieść niebezpiecznie ociera się o naiwność. Czy mogłaby przeto być lepiej napisana, aby uniknąć mielizn nieprawdopodobieństwa? Prawdopodobnie tak. Z drugiej jednak strony – czyż naszym życiem nie rządzą najbardziej dziwne przypadki? Czy determinacja nie zahacza czasem o naiwność? Jeśli ktoś uważa, że Richmond mogła postarać się bardziej, niech sam chwyci za pióro lub usiądzie przy komputerze i jej prześcignie. Tak łatwo jest fukać i narzekać, ale tak trudno napisać coś, co nie byłoby tylko kolejnym dreszczowcem do połknięcia w jeden wieczór.
Dawno już fikcja literacka nie wzbudziła we mnie tak pozytywnych emocji, nie dostarczyła przyjemności czytania i nie dała o sobie zapomnieć po zamknięciu książki.
Podobało mi się.
Ale pomarudzę na temat wydania. Jest fatalne! Niestaranne tłumaczenie, błędy merytoryczne, nazwy własne tłumaczone raz tak, raz siak, albo pozostawione po angielsku skutecznie utrudniają czerpanie przyjemności z czytania. „W stronę Swanna”   n i e   j e s t   rozdziałem, ale pierwszym tomem cyklu „W poszukiwaniu straconego czasu”, a nazwisko Swayze się nie odmienia. I tak dalej, i tak bez końca. Pani korektorka się nie popisała, powinna zastanowić się nad zmianą zawodu, bo jako osoba eliminująca błędy, jest do bani!
Moja ocena: 5.5

* * *

Richmond Michelle; Rok we mgle;
Może potrafilibyśmy znaleźć jakiś język, w którym moglibyśmy o niej rozmawiać. Ale brak wiedzy o tym, gdzie ona jest – czy cierpi, czy jest sama, czy przestraszona – sprawia, że jest to niemożliwe. Przy każdym radosnym wspomnieniu wywołanym z pamięci pojawiają się inne, mroczniejsze obrazy, które układają się w bardzo wyraźne tło.

Richmond Michelle; Rok we mgle;
Robimy zdjęcia, by zachować pamięć, ale naturą zdjęć jest zapominanie.

Richmond Michelle; Rok we mgle;
Nie ma chyba bardziej dobitnego dowodu ogromnej samotności niż wielogodzinne, nocne przemierzanie cyberprzestrzeni.

Richmond Michelle; Rok we mgle;
... odczytuję nazwiska zaginionych dzieci zapisane w moim notesie. Bardziej przerażające od nazwisk są daty, które rozciągają się na dziesięciolecia wstecz. Gdzie są teraz ich rodzice, ich ciotki, wujkowie, dziadkowie, przyjaciele, którzy kochali te dzieci? Każda nierozwiązana sprawa to ocean rozpaczy, niezliczona liczba żywotów, które stanęły w miejscu w dniu zniknięcia dziecka. Każde zaginione dziecko jest czyimś najbardziej bolesnym wspomnieniem, czyimś najbardziej znaczącym punktem odniesienia. Z każdym nazwiskiem związany jest ktoś anonimowy, kto czeka na powrót dziecka do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz