Jaume Cabré, Głosy Pamano, Marginesy, Warszawa 2014, 656 s.
Tina, zafascynowana fotografią spokojna nauczycielka, która
pracuje w Sort, robi zdjęcie starej szkoły w Torenie tuż przed jej wyburzeniem.
Jedno proste kliknięcie i gotowe. Strona po stronie czytelnik odkrywa
konsekwencje tego pozornie trywialnego gestu, a przed jego wzrokiem rozciąga
się szeroka panorama wspomnień i przekłamań o wydarzeniach, których bohaterami
są falangiści i partyzanci, dranie i ludzie przyzwoici, a także ci zwyczajni,
żyjący w trudnych, okrutnych czasach. W Pirenejach, w Pallars, regionie
potraktowanym przez wojsko generała Franco z niespotykanym bestialstwem, ściera
się moralna podłość frankizmu z bohaterstwem i tchórzostwem indywidualnym i
grupowym tuż po zakończeniu hiszpańskiej wojny domowej.
Pewnych autorów należy poznawać chronologicznie i Jaume
Cabré zdecydowanie do takich należy. Może gdybym najpierw przeczytała „Głosy
Pamano” życzliwiej odniosłabym się do „Wyznaję” z jego dziwacznym sposobem
narracji i rozmachem nie do końca poprzedzonym wnikliwymi badaniami historycznymi.
„Głosy Pamano” są bardziej kameralne, obejmują niewielki w
sumie obszar geograficzny – północno-wschodnią Hiszpanię pod rządami Francisco
Franco. Cabré zaczyna właściwą opowieść od fotografii starej szkoły w Torenie i
nagle się okazuje, że budynek skrywa więcej niż można by przypuszczać, a
bohaterowie sprzed kilkudziesięciu lat nie są jednoznacznie biali czy czarni.
Opowieść rozrasta się we wszystkie strony, przybywa charakterów i zdarzeń, a
jednak nie odnosi się wrażenia, że coś jest zbędne, że służy tylko powiększeniu
objętości tekstu.
Zdecydowanie „Głosy Pamano” podobały mi się bardziej niż
okrzyknięte arcydziełem „Wyznaję”, Cabré czuje się swobodnie w temacie, o
którym pisze, a jeśli popełnił jakieś nieścisłości, ja – nie znając aż tak
dobrze historii Hiszpanii – nie byłam na nie wyczulona.
Władza deprawuje. Nie ma optymistycznego zakończenia, ale po
chwili zdumienia przypomina się kolejny truizm: historię piszą zwycięzcy, a
skoro zwyciężyli, nie mają ochoty, aby ich kłamstwa, oszustwa i słabości
ujrzały światło dzienne. Najczęściej jest też tak, że zwycięzcy nie doszli na
szczyt li tylko szlachetnością. Bardzo często wstydliwie pomijają podłe
zagrywki i siłę pieniądza, która niejednego przekonała do zmiany poglądów.
Moja ocena: 6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz