Katherine Webb, Echa pamięci, Insignis, Kraków 2014, 507 s.
Anglia, rok 1937. Czternastoletnia Mitzy Hatcher wychowuje
się samotnie w Blacknowle, wsi na wybrzeżu Dorset. Dla nieokrzesanej,
odrzuconej przez lokalną społeczność dziewczyny przyjazd słynnego artysty
Charlesa Aubreya, jego egzotycznej kochanki i ich córek na letnie wakacje jest
niczym powiew świeżego powietrza. Jako muza Charlesa, Mitzy wchodzi w głęboką,
trwałą relację z rodziną Aubreyów na trzy kolejne lata. Mitzy stopniowo zaczyna
widzieć przed sobą przyszłość, o jakiej nawet nie marzyła. Rodzi się w niej
potężna miłość, która ewoluuje razem z nią – niewinne uczucie przeradza się w
obsesję, dziecinne zauroczenie ustępuje znacznie bardziej skomplikowanym
emocjom.
Podobają mi się książki Katherine Webb. Niby zwykłe
czytadła, ale autorka jest niewolniczo przywiązana do schematów i tym samym
wprowadza ożywczy powiew niepewności.
Nie ma u Webb happy endów jako takich. Życie toczy się dalej
wraz ze swymi radościami i smutkami. Przez to lektura jest bardziej prawdziwa i
prawdopodobna. Istotna jest też plastyczność opisów, klify wokół samotnego
domu, wiatr i morze były stale obecne podczas czytania, niemalże można było
usłyszeć szum wichru, poczuć morską bryzę... Rzadko mi się zdarza tak bardzo
wczuć w atmosferę czytanej książki. Z „Echami pamięci” udało mi się to dzięki
talentowi Katherine Webb. Swoje zrobiła też prawdopodobnie pogoda za oknem, bo
grudzień 2014 był dżdżysty raczej niż śnieżny, nie było nic przyjemniejszego
niż otulić się kocem, obok postawić kubek z kawą i czytać.
Webb łączy wątki teraźniejsze z przeszłymi, głównym
bohaterem dnia dzisiejszego był właściciel podupadającej galerii, bohaterką
przeszłości – Dimity Hatcher, dwie jakże różne od siebie postaci złączone
postacią artysty Charlesa Aubreya. Różnie można odbierać Mitzi – początkowo jawi
się przed czytelnikiem niczym jedna z szekspirowskich wiedźm i trudno w tej
starej kobiecie rozpoznać osobę ze szkiców Aubreya. Z wolna jednak, kiedy
zaczyna opowiadać o artyście i przeszłości, czytelnik przenosi się w późne lata
trzydzieste, lata młodości, namiętności i zazdrości.
Wielokrotnie nadmieniałam, że nie przepadam za powieściami z
miłością w tle, często jednakowoż tak bywa, że tajemnica skrywa w sobie źle
ulokowane, zakazane lub beznadziejne uczucie. Nie inaczej jest i u Webb, gdzie naiwność
bohaterów może chwilami irytować, ale któż nie bywa naiwny czy ślepy, kiedy
hormony grają w mózgu walca?
Dobre czytadło z atmosferą angielskich wrzosowisk, z
panoramą rozległych klifów i wiarą w czary.
Moja ocena: 5.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz