Z pozoru „Prawda o Ruby Valentine” Alison Bond przypomina nieudaną kopię jakiejkolwiek powieści Jackie Collins o życiu w Hollywood: jest tajemnica, romans, perwersja, światek filmowy, pozorny blichtr. W to wszystko zostaje rzucona młoda Walijka, która stanęła na zakręcie życia: ma 25 lat, nudną pracę, wredną szefową i chłopaka, który zaczyna ją irytować. I nagle okazuje się, że staje przed szansą całkowitej zmiany swego życia.
Reszta powinna lecieć schematycznie, a jednak Alison Bond stara się i trzymać konwencji, i jednocześnie ją łamać. Snuje zatem dwie opowieści. Ukazuje przy tym portret dwóch kobiet: Ruby Valentine i Kelly Coltrane. Powieść nie zawiera przesadnego przesłania. Nie ma w niej też wielkiej głębi psychologicznej. Ot, niezła książka na plażę, ewentualnie do pociągu. Szybko się czyta i równie szybko zapomina.
Moja ocena: 3.5
Reszta powinna lecieć schematycznie, a jednak Alison Bond stara się i trzymać konwencji, i jednocześnie ją łamać. Snuje zatem dwie opowieści. Ukazuje przy tym portret dwóch kobiet: Ruby Valentine i Kelly Coltrane. Powieść nie zawiera przesadnego przesłania. Nie ma w niej też wielkiej głębi psychologicznej. Ot, niezła książka na plażę, ewentualnie do pociągu. Szybko się czyta i równie szybko zapomina.
Moja ocena: 3.5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz