Jeffrey Eugenides w formie nostalgicznej opowieści postanowił napisać o młodzieńczym zafascynowaniu i młodzieńczym smutku zakończonym śmiercią. Można przyjąć, iż jest to dwudziestowieczna odpowiedź na Goethego, ale zgodna z teraźniejszymi realiami.
Eugenides wprowadza narratora zbiorowego, nastoletnich chłopców zafascynowanych pięcioma siostrami Lisbon. Dziewczęta najczęściej zdane są na własne towarzystwo, żyją w mikrokosmosie, w którym istotne role odgrywają rodzice: despotyczna, religijna matka i uległy, zamknięty w świecie swoich małych pasji ojciec. Toksyczność matki ma niebagatelny wpływ na postawę sióstr. Wraz z upływem czasu po samobójstwie najmłodszej, trzynastoletniej Cecilii, świat Lisbonów staje się coraz bardziej mroczny, zaniedbany, zakurzony, klaustrofobiczny. Lux, Bonnie, Mary i Theresa nie starają się walczyć; chociaż ich nowocześni rycerze w cadillaku mogą je zabrać z wieży, mogą ofiarować im wolność, dziewczęta odrzucają tę iluzję i marzenie dorastających adoratorów. Może dlatego, że chwila jedynej ich prawdziwej wolności – szkolny bal – kończy się zupełnym odizolowaniem od rówieśników, zabraniem ze szkoły i zamknięciem w domu pod nadzorem surowej matki. Finał jest znany od pierwszych stron książki: siostry podążają tą samą drogą co Cecilia. Rodzice zaś stają się byłymi rodzicami.
Eugenides bez zadęcia, z nutą wiecznej tęsknoty opisał świat młodych dziewcząt, które nie mogąc żyć po swojemu, postanowiły przestać żyć w ogóle. Nie żalą się na matkę, nie mają pretensji o bierność ojca. Innego stylu życia nie znają i poznać nie chcą.
„Samobójczynie” jest opowieścią, którą powinni przeczytać przede wszystkim rodzice. Może dzięki temu zrozumieją, jak miłość potrafi krzywdzić.
Moja ocena: 5.5
Eugenides wprowadza narratora zbiorowego, nastoletnich chłopców zafascynowanych pięcioma siostrami Lisbon. Dziewczęta najczęściej zdane są na własne towarzystwo, żyją w mikrokosmosie, w którym istotne role odgrywają rodzice: despotyczna, religijna matka i uległy, zamknięty w świecie swoich małych pasji ojciec. Toksyczność matki ma niebagatelny wpływ na postawę sióstr. Wraz z upływem czasu po samobójstwie najmłodszej, trzynastoletniej Cecilii, świat Lisbonów staje się coraz bardziej mroczny, zaniedbany, zakurzony, klaustrofobiczny. Lux, Bonnie, Mary i Theresa nie starają się walczyć; chociaż ich nowocześni rycerze w cadillaku mogą je zabrać z wieży, mogą ofiarować im wolność, dziewczęta odrzucają tę iluzję i marzenie dorastających adoratorów. Może dlatego, że chwila jedynej ich prawdziwej wolności – szkolny bal – kończy się zupełnym odizolowaniem od rówieśników, zabraniem ze szkoły i zamknięciem w domu pod nadzorem surowej matki. Finał jest znany od pierwszych stron książki: siostry podążają tą samą drogą co Cecilia. Rodzice zaś stają się byłymi rodzicami.
Eugenides bez zadęcia, z nutą wiecznej tęsknoty opisał świat młodych dziewcząt, które nie mogąc żyć po swojemu, postanowiły przestać żyć w ogóle. Nie żalą się na matkę, nie mają pretensji o bierność ojca. Innego stylu życia nie znają i poznać nie chcą.
„Samobójczynie” jest opowieścią, którą powinni przeczytać przede wszystkim rodzice. Może dzięki temu zrozumieją, jak miłość potrafi krzywdzić.
Moja ocena: 5.5
* * *
Eugenides Jeffrey; Samobójczynie;
To szaleństwo kochać się na dachu o jakiejkolwiek porze roku, ale kochać się na dachu w zimie – to już świadczy o zaburzeniach umysłowych, rozpaczy i zapędach autodestrukcyjnych, ponieważ żadna ilość zaznanej pod kapiącymi drzewami rozkoszy nie rekompensuje niewygód.
Eugenides Jeffrey; Samobójczynie;
(…) stały przed perspektywą studiów, mężów, wychowywania dzieci, rysujących się niewyraźnie nieszczęśliwych lat – innymi słowy, stały przed perspektywą życia.
Eugenides Jeffrey; Samobójczynie;
Ostatecznie nie miało znaczenia, ile miały lat, czy to, że były dziewczętami, liczyło się tylko to, że je kochaliśmy i że nie usłyszały naszego wołania, wciąż nas nie słyszą, kiedy siedzimy w domku na drzewie, z rzedniejącymi włosami i miękkimi brzuchami, i wywołujemy je z tych pokojów, do których weszły, aby pozostać na zawsze samotne, samotne w samobójstwie, które jest czymś głębszym niż śmierć.
To szaleństwo kochać się na dachu o jakiejkolwiek porze roku, ale kochać się na dachu w zimie – to już świadczy o zaburzeniach umysłowych, rozpaczy i zapędach autodestrukcyjnych, ponieważ żadna ilość zaznanej pod kapiącymi drzewami rozkoszy nie rekompensuje niewygód.
Eugenides Jeffrey; Samobójczynie;
(…) stały przed perspektywą studiów, mężów, wychowywania dzieci, rysujących się niewyraźnie nieszczęśliwych lat – innymi słowy, stały przed perspektywą życia.
Eugenides Jeffrey; Samobójczynie;
Ostatecznie nie miało znaczenia, ile miały lat, czy to, że były dziewczętami, liczyło się tylko to, że je kochaliśmy i że nie usłyszały naszego wołania, wciąż nas nie słyszą, kiedy siedzimy w domku na drzewie, z rzedniejącymi włosami i miękkimi brzuchami, i wywołujemy je z tych pokojów, do których weszły, aby pozostać na zawsze samotne, samotne w samobójstwie, które jest czymś głębszym niż śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz