Tak o debiucie Katarzyny Pisarzewskiej, jak i konkursie, dzięki któremu ów debiut został wydany, czytałam lata temu w „Elle”. Na książkę trafiłam dopiero teraz, a i to przypadkiem, bo leżała na stercie książek zdanych do biblioteki.
Temat gangsterów i mafiosów został już dogłębnie wyeksploatowany przez polskie kino i polską literaturę. Na samą myśl, że znowu ktoś porywa się na ten temat, ogarnia mnie niesmak. Tymczasem książka, czy raczej – książeczka Pisarzewskiej (wszystkiego 166 stron) okazała się ciekawym eksperymentem. Opowieść jest dowcipna, akcja – wartka, a treść – w sam raz na lato. Chmielewską pani Pisarzewska może i nie jest, ale „Halo, Wikta!” czyta się nieporównanie lepiej niż utwory tej pierwszej takie jak: „Porwanie”, „Krętka blada”, czy „Zapalniczka”. Inspiracja twórczością Chmielewskiej przebija właściwie z każdego zdania, nie przeszkadza to jednak dobrze się bawić.
I równie szybko zapomnieć.
Moja ocena: 3
Temat gangsterów i mafiosów został już dogłębnie wyeksploatowany przez polskie kino i polską literaturę. Na samą myśl, że znowu ktoś porywa się na ten temat, ogarnia mnie niesmak. Tymczasem książka, czy raczej – książeczka Pisarzewskiej (wszystkiego 166 stron) okazała się ciekawym eksperymentem. Opowieść jest dowcipna, akcja – wartka, a treść – w sam raz na lato. Chmielewską pani Pisarzewska może i nie jest, ale „Halo, Wikta!” czyta się nieporównanie lepiej niż utwory tej pierwszej takie jak: „Porwanie”, „Krętka blada”, czy „Zapalniczka”. Inspiracja twórczością Chmielewskiej przebija właściwie z każdego zdania, nie przeszkadza to jednak dobrze się bawić.
I równie szybko zapomnieć.
Moja ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz