Audrey Niffenegger, Żona podróżnika w czasie, Świat Książki,
Warszawa 2007, 495 s.
Clare, urocza studentka sztuk pięknych i Henry,
niekonwencjonalny bibliotekarz, spotkali się po raz pierwszy, gdy ona miała
sześć lat, a on trzydzieści sześć. Kiedy Clare skończyła dwadzieścia trzy, a
Henry trzydzieści jeden - zostali małżeństwem. Choć wydaje się to niemożliwe,
jednak jest prawdziwe. Henry bowiem to jedna z pierwszych osób na świecie, u
których wykryto rzadkie zaburzenie genetyczne: od czasu do czasu jego biologiczny
zegar uruchamia się na nowo i Henry przemieszcza się w czasie. Znika
nieoczekiwanie, pozostawiając po sobie tylko stosik ubrań. Nigdy nie wie, gdzie
się znajdzie i jaka będzie otaczająca go rzeczywistość. Odmierzając swoją
miłość kolejnymi spotkaniami, oboje za wszelką cenę próbują wieść normalne
życie. Ale czy może liczyć na normalność człowiek, który jest niewolnikiem
własnego ciała, a przede wszystkim nagłych podróży w czasie..
Pod koniec lipca 2014 na portalu „Lubimy czytać” pojawił się
tekst o 20 książkach, które zmieniły życie czytelników. Jedynym kryterium
ograniczającym była płeć autorów, a właściwie autorek, bo wybierano utwory
kobiet. Pomijając bezsensowność takiego warunku, bo nie płeć autora jest ważna,
lecz jego talent, styl i to, co ma do powiedzenia (napisania), listę
przeczytałam z zaciekawieniem. Lektura połowy z nich była za mną i nie przeczę,
były to w większości książki bardzo dobre i dobre. Gorzej z drugą dziesiątką.
George Eliot wciąż czeka w kolejce do czytania, Doris Lessing też. A Niffenegger
wpadła mi w ręce w niedługi czas potem. I może bym jej nie wypożyczyła, gdyby
nie wspomniany artykuł.
Przeczytałam i... no cóż, mojego życia „Żona podróżnika w
czasie” nie zmieniła. Aczkolwiek czytało się „Żonę...” z przyjemnością. Któż
nie chciałby podróżować w czasie? Motyw ten wykorzystywano w literaturze już
wielokrotnie, autorka ukazała go jednak z zupełnie innej perspektywy: jako
schorzenie genetyczne. Henry DeTamble ma problem z pozostawaniem w
teraźniejszości. Ani on, ani Clare nigdy nie są pewni dnia, godziny kolejnego
rozstania. Żyją we trójkę: oni i choroba Henry’ego. Patrząc z takiej
perspektywy już trudniej zazdrościć bohaterowi jego zdolności. Każdy jego
przeskok z teraźniejszości to walka o przeżycie, ubrania, pieniądze, zdrowie. Każdy
jego powrót to zaledwie próba zahaczenia się w normalności.
Niffenegger bardzo zgrabnie żongluje w powieści
teraźniejszością i przeszłością. Z pozornego chaosu wyłania się opowieść spójna
i ciekawa. Jak to w życiu: chwilami jest dramatycznie, chwilami dowcipnie, ale
zawsze konsekwentnie i logicznie. Owszem, jest to książka o miłości: trudnej,
naznaczonej troską i tęsknotą; przy tym wyrozumiałej i gotowej na wyrzeczenia.
Przemyca jednak Niffenegger i kwestie etyczne: czy i na ile można wykorzystywać
znajomość przyszłości do własnych celów albo jak wiele można powiedzieć a ile
przemilczeć dla dobra innej osoby.
Na szczęście autorka nie pisze w konwencji romansu, a pomysł
z podróżami w czasie jest tylko pretekstem do ukazania bardziej uniwersalnej
prawdy: życia z kimś nieuleczalnie chorym, bycia z nim na dobre i na złe. „Żona
podróżnika w czasie” to powieść obyczajowa skrojona na miarę XXI wieku, z
udziwnieniami, żeby wyróżnić się w zalewie literatury wszelakiej, ale opowiadająca
o wartościach ponadczasowych.
Moja ocena: 5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz