Mary
Higgins Clark, Zaginiony rękopis, Prószyński i S-ka, Warszawa 2012, 319 s.
Znany archeolog Jonathan Lyons odkrywa w skrytce
opuszczonego kościoła bezcenny manuskrypt, skradziony przed pięcioma wiekami z
Biblioteki Watykańskiej. Niedługo potem pada ofiarą zabójstwa. Czy winną jest
cierpiąca na chorobę Alzheimera żona czy raczej ktoś z najbliższych
współpracowników profesora? I czy list Chrystusa do Józefa z Arymatei wróci na
swoje miejsce?
Zarówno okładka, jak i tytuł sugerują, iż zaginiony tekst
jest większy objętościowo, niż wynika to z książki Higgins Clark. Żeby na tym
się skończyło... Strasznie przewidywalna książka, chociaż pomysł ciekawy.
Właśnie na ów pomysł dałam się złapać i tym samym nieodwracalnie zmarnowałam
kolejne godziny życia na książkę nudną i schematyczną.
Całość jest powierzchowna, setek lat historii w ogóle się
nie czuje, a kim jest morderca – można się domyślić aż nazbyt szybko. Nie
polecam. Chyba że ktoś lubi się katować literaturą ogłupiającą lub jest
wielbicielem twórczości Higgins Clark, która może i była „Królową Suspensu”,
lecz z wiekiem i produkowaniem książki za książką stała się raczej „Królową
Nonsensu”. Tyle w temacie.
Moja ocena: 1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz