Agatha Christie, Po pogrzebie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, 259 s.
Pogrążona w żałobie rodzina Richarda Abernethie spotyka się
po pogrzebie, by poznać ostatnią wolę zmarłego. Ekscentryczna ciotka Cora
wkłada kij w mrowisko, sugerując, że brat został zamordowany. Nic dziwnego, że
niebawem ginie również ona... Emerytowany Poirot ucieka się do kamuflażu i
bacznie obserwuje spadkobierców, przekonany, że morderca „podłoży głowę”.
Intryga okazuje się równie skomplikowana jak rodzinne relacje, ale morderca
przekona się, że nie warto popełniać zbrodni, gdy w pobliżu jest Herkules
Poirot.
U Christie zazwyczaj mordercą
jest ktoś z zamkniętego kręgu osób albo zbrodniarz układa niesamowicie
skomplikowany plan mający na celu zgładzenie kogoś lub wykradzenie czegoś. „Po
pogrzebie” zawiera oba elementy intrygi: raczej można się spodziewać, że śmierć
ciotki łączy się z wcześniejszą śmiercią brata – Richarda Abernethie, a zatem
pewne słowa wypowiedziane po jego pogrzebie wystraszyły kogoś z najbliższego
otoczenia; sama zbrodnia, z pozoru prosta i brutalna, okazuje się efektem
ekwilibrystycznych knowań zbrodniarza.
I chociaż nie do końca
przekonuje mnie finał, bo moim zdaniem można było całość rozwiązać inaczej,
można nawet było uniknąć zbrodni, ale wówczas... nie byłoby książki. Przekonują
mnie natomiast postaci wykreowane przez Christie – zgorzkniały, hipochondryczny
Timothy Abernethie (uch, jak miałam ochotę huknąć na tego bufona, żeby wreszcie
przestał absorbować sobą ludzi, a szczególnie, żeby dał trochę odetchnąć
żonie!), George Crossfield – wiecznie bez pieniędzy, Gregory Banks –
nijaki, nerwowy i... zdecydowanie podejrzany, a przede wszystkim absolutnie
antypatyczny. Ciekawe, że teraz pisarze potrzebują kilkuset stron na opisanie
złożoności stosunków międzyludzkich, a ich postacie i tak zazwyczaj są boleśnie
papierowe, Christie skupiała się na tym co najważniejsze, a bohaterowie jej
książek byli pełnokrwiści (choć może chwilami przerysowani).
Na szczęście Herkules Poirot
potrafi oddzielić kłamstwa od prawdy, udaje mu się nie tylko zdemaskować
mordercę, ale też wprowadzić nieco ładu pomiędzy potomków rodziny Abernethie
(Timothy jest już nie do uratowania).
Nie jest to kryminał
najbardziej udany, ale czyta się dobrze. Dobry „zabijacz czasu”.
Moja ocena: 4
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz