Charlotte Link, Grzech aniołów, Sonia Draga, Katowice 2010, 301 s.
Maximilian ostatnie sześć lat spędził w klinice
psychiatrycznej. Jego ojciec, Phillip, wzbrania się przyjąć go z powrotem na łono
rodziny. Zrozpaczona matka wyjeżdża do Londynu i rzuca się w ramiona swego
niegdysiejszego kochanka. Wówczas dociera do niej z Niemiec niepokojąca
wiadomość: jej drugi syn Mario, brat bliźniak Maximiliana, wyjechał razem ze
swoją dziewczyną do Prowansji, by spędzić tam urlop tylko we dwoje.
Dowiedziawszy się o tym, Janet na łeb na szyję wyrusza do Francji. Dlaczego
wpadła w taką panikę? Jaką straszliwą tajemnicę Janet skrywa razem z ukochanymi
nad wszystko synami? Na ile wydarzenia z przed lat zdeterminują zachowania i
wybory członków rodziny?
Kolejna mniej udana powieść
Charlotte Link. Autorka nie sięga daleko w przeszłość, tajemnicy jeszcze nie
pokryła patyna czasu i może dlatego i treść, i bohaterowie są mniej ciekawi. A
mogło być tak ciekawie. Bliźnięta jednojajowe to samonapędzający się temat. Od
wieków wzbudzały zainteresowanie, czasami strach, często... były powodem
posądzenia ich matki o niewierność, co kończyło się dla kobiet fatalnie. Same
zaś bliźnięta są niczym własne klony, bo ostatecznie pochodzą z jednego
zarodka. I chociaż fizycznie są identyczne, psychicznie mogą się różnić niczym
dzień i noc. I właśnie o takiej parze bliźniąt pisze Link.
Autorka przerzuca swoich
bohaterów z miejsca na miejsca, jasno ukazując, że Niemcy czują się wszędzie w
Europie równie dobrze, czy to Anglia, czy Prowansja. Ale chociaż jest
kosmopolitycznie, czytelnik właściwie nie odczuwałby różnicy, gdyby rzeczony
domek był w Bawarii czy Szlezwiku Holsztynie – bo kompletnie nie czuć klimatu
okolicy, nie czuć atmosfery miejsca. Nic.
Podobnie Link nie
wykorzystała potencjału pomysłu z bliźniakami. Gorzej, wszystko jest bardzo
szablonowe i równie przewidywalne, a do tego rozciągnięte na trzysta stron,
podczas których wszyscy się miotają po Europie próbując zapobiec nadchodzące
katastrofie. Podobnie jak w „Wielbicielu”, bardzo wcześnie można domyślić się:
kto, co i jak? I podobnie jak w „Wielbicielu” autorka niemiłosiernie przynudza,
bo akcji brak dynamiki, ba! akcja u Link przypomina niemiecką autostradę: jest
długo, gładko, bez przeszkód i monotonnie.
Zdecydowanie dla wielbicieli
pisarki.
Moja ocena: 3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz